środa, 9 października 2019

Z przygód H. F. (V)


Przyjąć postawę właściwą, co oznacza
w praktyce pochylenie czoła.
Patrząc na niego, a ściślej:
wzór czerpiąc,
również taką przyjąłem.
Nie ze względu na opłacalność
tego małego gestu, nie.
Pod butami na gumie
parkiet grał jak
jazzowy band.
Tak staliśmy we dwóch,
czekając, aż ktoś nas ukarze.
Apel trwał i trwał,
a Huck – słyszałem to! – Huck, mój druh,
powtarzał bezwiednie pieśń
o generale Walterze.

Dyrektor szkoły, przyzwoity człek,
choć, jak mówili, komunista,
w przód i do tyłu wciąż się kiwał,
gimnastykując się za trzech,
by kara była niedotkliwa.
W końcu na jakąś musiał przystać.

Uznawszy bezmiar swoich strasznych zbrodni,
w duchu jednak niemal niewinni,
wybiegliśmy później wprost w południe
czerwcowe, łagodne, wyżynne,
w ramiona drogi pylistej.
Huck najbardziej zapamiętał właśnie to,
jak wynika z późniejszych listów.
Dymił fabryczny komin,
starając się trzymać pion,
jakby coś przepowiadał o nim,
lecz sam nie wiedział co.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz