środa, 26 lutego 2014

Z drutu i papieru


Widzisz,
to są twoi przyjaciele, których wkrótce
utracisz. To twój
narowisty charakter pisma,
dzikie róże liter.

A tam
jest niebo
i błękitne ptaki
z drutu i papieru.

Teraz próbujesz pisać, teraz
milczysz, a teraz
oprawiasz wspomnienia
jak ciepły drgający łup.

Tyle świata obejmujesz,
drugie tyle tracisz,

oparty plecami o ścianę
sieni, gdy ortalionowa łuska
księżyca wędruje cicho
przez trudny śnieg.






środa, 19 lutego 2014

Zesłanie


Jeśli czegoś mi brakuje, napisał,
w sposób szczególnie
dotkliwy, to widoku okrętów.
Widoku okrętów,
które wypływają w morze
lub wpływają do portu
w równym szyku.

Tylko wówczas
potrzeba ładu
zostaje zaspokojona.

Trwają cegły
pokryte pyłem
jak przydrożne twarde jeżyny, przysmak
dzieci, magnolie dźwięczą i pies
drzemie w upale. Izba
wysprzątana, czysta.
Ale to bez znaczenia.

Zapytałem: Cóż jest w tych burtach
wysokich jak ściany snu?
I w liczbie, i w ułożeniu
względem siebie,
czyli świata?

Tu ciągły pęd,
trzęsienie ziemi.

Gdy słońce
wyciąga duszę na niewinną biel
ściany, odmienny jest jej kształt
od umęczonego ciała.

Nabrałem wody w dłonie, napisał,
lecz wyschła na mojej skórze
jak tęsknota.




środa, 12 lutego 2014

Nie więcej niż dwadzieścia zapałek


A oni tam siedzieli, schyleni
nad grą w domino czy
może kartami. Więc karty
lub kamienie przesuwały się
między ich szorstkimi dłońmi
a śliską ceratą.

(Słońce wpadało
i wychodziło; wiele wschodów,
wiele zachodów).

Aż jeden
podniósł się
z wysiłkiem, zgrzytnęły
metalowe nóżki stołka,
powiedział: wystarczy. I zgarnął
to, co było mu należne,
nie więcej niż dwadzieścia
zapałek, których nie wymieni nigdzie
i na nic, i może z tego powodu
wyglądał na szczęśliwego,
gdy poprawiał
fragment nieba
w nieparzystej spince,
będąc już jedną nogą na zewnątrz.





środa, 5 lutego 2014

Naprawiacze roweru


Naprawiają rower,
jakby operowali bezwolne zwierzę.

Twarze mają z krwistej cegły,
ręce z ciężkiego, spoconego bzu.

Wiatr obraca kołem i
czerpie ze studni podwórza.

Wolno podnoszą się
ku słońcu otłuszczone wiadra kałuż.

Siodełko zostawia w piachu
odbity symbol czaszki.

Imbusowe kości skrzyżowane na spłowiałej fladze
podomki, gdzie pokrzywy i perz.

Gdy rower upada, ziemia
wyrzuca w górę odłamki gołębi.

A teraz stoi oparty
o brudną czerwień. Pogodzony.

Naprawiacze roweru
zawiązują pod szyją zapach kwaśnego mleka.

Próbują zetrzeć z dłoni ślady smaru,
namydleni dokładnie światłem zakurzonej żarówki.

Drwiący śmiech dziewczyn rozszczepia się
na drzazgi nocy wbite głęboko pod paznokcie.