niedziela, 18 października 2020

Pentimento

 

Zanurzony w bezgłośnym świcie ład –
jakby zadbał o to  
ktoś pracujący w magazynie narzędzi:
dwa, trzy tarniki modrzewi,
narzynka urwiska, bukfel czerwonego muru,  
namokłe pędzle topolowych cieni. Pola  
złożone na pół tam, gdzie niebo
wpasowuje się w chłonną glinę,
uzdy i siodła wzgórz
zatrzymanych w wyskoku. Wskroś
wóz jadący błotnistą ulicą
i koń ze wzdętym brzuchem, kołyszący
na boki ciężar. W ciszy
gromadzą się obłoki, narasta
to, co widziałem, potężnieje, czego nie widzę.
Ogromnieje porządek wszystkich rzeczy.









środa, 14 października 2020

Takie wysokie niebo

 
Takie wysokie niebo, taka
rudość liści. I ziemia
taka nośna. Nic tylko stać i patrzeć
jak w przymierzalni zachwytu.

Tam wciąż ta zieleń tkana ze świergotu
ptaków tak doskonale
ustrojonych w szarość.

Takie głębokie studnie,
takie omszałe echo.
Tylko nasze wołanie
cicha i ciemna księga. 






 

sobota, 3 października 2020

Służebność


Tak, chcę przypisów,  
niezbędnych objaśnień. 
To ich szukając, zagłębiam się w mroki  
dolin płynących pomiędzy wyspami 
miast, między skalną 
białością obłoków. 
Ale cóż znajdę, nic mi nie wiadomo. 
Musiałbym narodzić się znów i znów, 
świadomy przyjścia, pewien swego celu. 
Więc wciąż mi mało 
tych objaśnień, kluczy 
do moich palców, mięśni, oczu 
i tej, co w nich jest, 
albo jest pomiędzy, 
krótkiej, zbyt krótkiej zawsze, służebności.