środa, 29 grudnia 2021

List do Georgiosa (V)


Nie wypocząłem tutaj, zacny Georgiosie,
wszędzie ciepła woda, pogańskość palm, grejpfruty.

Po dnie ospale wędrują tu rybie
cienie, zupełnie jak odblaski ust.

Być może bardziej potrzebujemy
innej gorączki. Albo ochłodzenia.

Wieczorem muzyka, rano czytanie listów,
popołudniowe pijaństwo. Samiśmy sobie winni.

Nie wiem, co bardziej może bawić, Georgiosie,
niż myśl o naszym w tym wszystkim udziale.

Wznosimy bowiem katedrę o wieżach
strzelistych jak akt. Na pustynnym wezgłowiu.

Całkiem możliwe, że nikt nas nie znajdzie:
ani nas, ani cienia w marmurowych falach.

Lecz udział w szukaniu godny jest pochwały.
Dlatego sam rozgrzeszam siebie, Georgiosie. 






środa, 15 grudnia 2021

Grudzień z (niemal) martwą naturą

 

Kuchnia jest ciemna,
nadal ciemna, tylko na stole
jaśnieje miska z mlekiem – jedyne
dziś źródło światła

ujęte w gładki chłód metalu. Wczoraj
pilarze cięli drzewa
w pobliskim lesie; motorowe pilarki
wyły jak poranione zwierzęta. Ale dziś

jest cicho i zimno. Wolna Europa trzeszczy
w szwach. Gościńce zaplątały się,
zamarzły. Skostniałe
palce nie rozwiążą supłów

przez lata. Pokój jest ciemny,
cień góry odchyla się
i wraca jak wskazówka
wielkiego zegara; wydrapuje inicjały

i datę na ścianie. Jest znowu
dzisiaj, zawsze dzisiaj. A przecież
to wszystko już się kiedyś
skończyło nie na dobre.








środa, 8 grudnia 2021

Wieje


Odzywa się, odżywa, przerasta
wolną dotąd przestrzeń między
biurowcem, blokiem i znowu
biurowcem jak tłuszcz między
paskami chudego mięsa. I potem
rozwiewa dobre myśli, włosy,
reguły. Przynosi
nagłe ocieplenie zimą
albo wiosną mroźność poranka
zgrzytliwą od wczorajszej pewności,
że już, że za chwilę
wszystko będzie
ciepłe, jasne, dobre.
Wtedy się odzywa.
Wtedy przynosi
pewność, że nie.


poniedziałek, 6 grudnia 2021

Cichy list

 
Dym z kominów kładzie się na płask
i wypełnia szczeliny
między czerwienią cegieł. Stary
szklarz siedzi na półpiętrze, na
parapecie, tuli się do niezapowiedzianego
słońca. Drętwiejące nogi
biegną przez młodość i dalej. Wkrótce
będzie padać, mówi, stuka palcem
w szybę i wkrótce zaczyna
padać, i podwórze oddaje całą
czerń niebu, i staje się nazbyt jasne
dla starych oczu. Nogi wyhamowują. Szklarz
chowa się za niskimi drzwiami,
zabierając do siebie
skrzypienie schodów i resztkę
papierosa. Jeszcze
listwa światła nad progiem
zakleja jego cichy list.