środa, 25 września 2019

Kąpielisko


Wybrano żwir i w tę tak powstałą
wklęsłość weszła woda. Przez lata
Cyganów królestwo, potem teren rybaków, miejsce
pojenia krów. Kąpali się tu zresztą i wtedy, jednak
jakby bardziej wstydliwi w swej pojedynczości. Kilka
dopiero lat później wyruszyły tutaj
tłumy spragnione zielonkawej wody,
plaży pokrytej naniesioną słomą.
Stopy w glinie tłustej zostawiały ślady,
gdy wchodzili w wodę – parami, po czterech,
pięciu – chwaląc się linią kręgosłupa, owłosieniem, zarysem
mięśni. Piekli potem kradzione ziemniaki w popiele,
suszyli kąpielówki, wsparci o kontury
bloków, które gdzieś na horyzoncie
kołysały do snu francowatą komunę, a oni
nic nie czuli
prócz ciepła sierpnia
i tego, że wieczory
potrafiły być już mimo wszystko chłodne.













poniedziałek, 23 września 2019

Ona także cię poprowadzi


Powiadają: ciemne żagle niewiadomego przed nami,
za horyzontem.

Powiadają też: chwiejny jest pokład pod twoją stopą,
pokład łodzi w dzisiejszej godzinie.

Tylko co za tobą jest pewne, wykute w skale.

Więc oglądaj się bez lęku.

Pieśń utraty także poprowadzi cię,
Orfeuszu.







poniedziałek, 9 września 2019

Wywianowanie


Cóż to znowu? Na przekór
co to mgli się w człowieku?

Mgła na dusznych pragnieniach
co dobywa z istnienia?

To dobywa, co ciemne,
co na ziemi przyziemne.

Zimna mgła i spotniała
legła, by lgnąć do ciała.

Mgła się w ciele domowi
znów na przekór duchowi.

Żywot na pół przekrawa
ciemnobiała kurzawa.

Biały mrok mgielne treści
w cały żywot twój zmieści.

Mgła w twą zachodzi głowę:
masz tu w spadku połowę.

Dobrześ wywianowany,
wpół zgięty, wpółsprostowany.

Mgła za wianem się wlecze
w polu nieszczerym, w wietrze.







wtorek, 3 września 2019

Późne popołudnie w sierpniu


Trzepot spłoszonych skrzydeł
wbija się w rozstępujące powietrze
i chwila, kiedy się to dzieje,
wibruje w labiryncie octowców,
jakby szukała dla siebie
bezpiecznej, wiadomej przyszłości.
Ganek porasta wikliną i drzewem tekowym.
Za wzgórzem podnosi się miasto; na jego wieżach
brzoskwinie kołyszą swój słodki hymn.
Jabłka toczą swobodny żywot
na pochyłościach stołu
i sierpień mówi przez sen.
Krople na blacie
spotykają się i rozchodzą, wreszcie
stają się niewidzialne.
Podłoga w kuchni skrzypi pod ciężarem
surowych spojrzeń bohaterów
pociemniałej fotografii. Późne
popołudnie; cień mości już sobie posłanie,
ale trawy
wciąż zaplatają palce
na chropowatej lekkości słońca.