czwartek, 29 kwietnia 2021

W poczekalni

 

Zatrzymuje się o krok lub bliżej
od drzwi, czeka jeszcze chwilę, zanim
zrozumie, że jest sam i sam
musi podjąć najprostsze decyzje:
zapukać, nacisnąć klamkę, wejść, powiedzieć
cokolwiek w stylu: „Miło mi, proszę pani”;
potem przysiądzie na krześle z dermą
i do rąk wziąwszy dwubarwną gazetę
sprzed wielu, wielu dni, będzie nadaremno
szukać prognoz dzisiejszej pogody
i – na wypadek gdyby leczyć przyszło mu artretyzm –
jakichś dobrych adresów stosownych doktorów.
Tak czy owak znajdą się powody,
by milczeć. Cisza ma nienagłaśniane szerzej zalety,
dzwoni w domu i w uszach zamiast wygasłego telefonu.
A on właśnie spękaną dłonią, zawstydzony,
przegładza włosy, które
pod kapeluszem straciły z trudem uzyskaną formę:
ten za pomocą past fryzjerskich wykształcony
zapis miękkich nut w partyturze
tak wielu lat – szorstkich i gorzkich, chociaż granych forte.

Patrzy na plakaty, wybuchy reklam – obiecują tyle
wspaniałości i spełnienie marzeń,
że są jak kartki na rodzinne święta.
Nie nadąża za nimi; zostawiają w tyle
całą jego dziwaczną postać: ta pomięta
dziś, niegdyś przecież wytworna koszula,
płaszcz kupiony w sklepie na głównej ulicy, by pod nim
skryć wspomnienie przegranych miłości lub partii belotki,
wycieczkę łódką na drugą
stronę jeziora z nią. Dotyk
wiatru na czole, gdy był jeszcze skłonny
jednako znosić niechęć, krytykę i podziw,
chociaż dziś, dziś przysiągłby,
że można było pewnie rozgrywać to lepiej.

I uchylają się drzwi, i on
z duszą na ramieniu wchodzi,
usłyszawszy „proszę”, które naraz wydaje mu się,
tak – jest tego już pewien – melodyjne i ciepłe.







 

poniedziałek, 19 kwietnia 2021

Trzeci temat z Kawafisa

 
Dotyk świata, tak częsty i nieunikniony
w swym ustawicznym, natrętnym dzianiu się,
rozmowy, które wyzbyte powodu,
celu, smaku; jakże nieznośne…
Oto co cię plugawi! Ciebie
i twoje życie, któremuś
na próżno starał się nadać
ton, kształt, właściwą wzniosłość.

Jeżeli istotnie nie dane
było ci los formować
pod swymi palcami, wedle
swoich zamysłów, jednego
dopilnować możesz – nie przetrać go
na hałaśliwej giełdzie wśród skorup,
świecideł, wśród odblasków,
dni nieprawdziwych i ludzi nieprawych. 




























czwartek, 8 kwietnia 2021

Droga w kwietniu


Fakt, że niełatwo
było się tamtędy przedzierać, gdy
zwężała się na metr, ocieniona,
wśród pożywnych okruchów
minionych tygodni albo
odpadków tego, co sięgało jeszcze
dalej. Zwierzęta, słoneczne na swój
szorstki sposób, rude lub zachwycająco
szarobrązowe, zanurzały kanciaste pyski
w przydrożnych śmieciach szybciej i bardziej
odpowiedzialnie niż my
stawialiśmy stopy, zwierzęta odrzucające
ze wzgardą łuski butelek, rozciętą czaszkę piłki,
srebrny szelest opakowań, zatrzymujące się
na chwilę przy nadpleśniałych kromkach chleba,
zeszłorocznych owocach utoczonych z pożywnej,
słodkiej wody. Droga
wiodąca do boisk, które leżały
jak cienie wielkich nieruchomych skrzydeł,
droga w kwietniu, na skróty,
już pęczniejąca sokami,
ale nadal nierozrosła, gliniasta,
opadająca cichym łukiem w gęstwę
traw, które wkrótce
i tak miały zagłuszyć wszystko
z bezwzględną, nieustępliwą czułością.