środa, 29 lipca 2015

Spośród wszystkich nas


Spośród wszystkich nas czekających
w kolejce ów starzec
najbardziej godną przyjął postawę,

pozwalając popielatym nogawkom
delikatnie wachlować wychudzone łydki,
spływać na buty z podwójnym przeszyciem.

Świadomie chciał przypominać
jednego z dawnych bohaterów, tak
myślę. Albo po prostu śnił.

Żadnego zakładania nogi
na nogę, żadnej pozy mędrca
czy znudzonego utracjusza.

Wzrokiem wygładzał
wężowe zagajniki czy, dalej, maślane
kawały pól, którym tak pilno
było wyjść na dachy
domów i zawładnąć wszystkim.

I niechybnie tak by się właśnie
stało, gdyby nie jego, starca, oko:
trawiąca chropowatość
kropla potu na rodzącym drzewie.






środa, 22 lipca 2015

Kalendarium


Więc czynisz siebie starszym niż
jesteś? Lub młodszym. Z tych wszystkich
powodów. Okrętu szukasz lub żagla
na korze, kiedy łupinka niesiona
z twoich rąk falą przybija o jasnej
godzinie do cynkowanego klifu.
A twoje życie tymczasem pomiędzy. Stąd
być może smutek, że tamto było,
a tego nie będzie. Lub przyjdzie inne,
wczesne, więc nie to.
Smutek pożywny jak owoc lub baśń,
które to gubisz, to uwozisz w sobie.






środa, 15 lipca 2015

Na burzony kwartał


Burzą nam kwartał i są
tacy zawzięci, że nic im
nie przeszkodzi: ni deszcz, ni
przeciwnie – uśmiech kanikuły.
Za nic mają takoż
złe spojrzenia duchów,
które zasiedlały to, co rujnowane.
Świdry, belki ze stali, łomy
potężne są w robocie!
I stąpamy teraz
po odpryskach kafli,
co ozdabiały łazienkę, kuchnię.
Po plastikowych łzach. Po wieszakach
wzruszających pustymi ramionami.
Po cegłach ze ścian jak ze snu wyjętych.
Maszyny, których nie umiem
nawet nazwać, górują nad nami –
wzgórza gruzu zdobyte.
Śmiało! Niechże nam zatem
dyktują warunki!

Nadłożyć więc drogi teraz
trzeba będzie do ciebie, świątynio,
wznosząca głowę w dali nad tym rumowiskiem,
nad jeziorem słonej, stygnącej zieleni,
i za linią torów, po których niezmiennie
głowy podróżnych toczą się i toczą
w szklistych jak z wody ramach, ku południowi.






środa, 8 lipca 2015

Stworzenie


Zanurza się w stawie
i bierze cały ciężar zieleni w siebie, również

pełnię słońca, choć
najpierw na piersi je wiesza,

dumny! I patrzy,
jak niknie staw pod

jego cieniem i coś
nowego się stwarza, zupełnie

w tym samym miejscu. I on sam
się rodzi także. Także. Gdy ryby

tańczą jeszcze w powietrzu. I gdy noc
trawi wnętrze świata

jakby coś bardziej
delikatnego niż kocie spojrzenie

mościło sobie leże
w rdzawej blaszance, kołysce z płonącej blachy.






środa, 1 lipca 2015

Burza


Nisko, jak nisko przelatują ptaki i w dół
ciągną pochyloną szarą burtę: dziesiątki
małych kotwic, jedno
niebo, które rozpaczliwie faluje.

Jakby chciało obronić
barwne fotografie czerwca
i każdą rzecz,
która jego jest.

Tramwaj przecina
przedwcześnie postarzały dzień. Twarze
rozświetlają się i gasną
jak chwile. Cienie
niby wioślarze pochylają się
nad tajemnicami ulicy
i giną, nie poznawszy nic. Nisko,
jak nisko przelatują ptaki!

I wiesz, że musisz
zdążyć. Na nowo poskładać
pociętą sprężynę światła.
Jeśli coś – coś więcej
niż ty sam – ma być
twoje. Burza odchodzi,
a to, co dzieje się
w tobie, jest niezmącone.