środa, 21 czerwca 2023

Młócka

 

Tuż za gruzami,
tam, gdzie wejście do ziemianki
i niepotrzebne żelaziwo,
i jeszcze jedna brama
w rozchylającej się zieleni.

Zdziczałe czereśnie
rzucają niespokojny cień.
przestępują z nogi na nogę, 
przywiązane 
do młockarni
jak do podnóża góry.

Pas transmisyjny
przesuwa dzień chybotliwie
wzdłuż granicy
ciepłego ciemna.

Tyle wiemy.
A czego nie wiemy,
dopisuje się samo.

Powoli zmierzcha, gdy
siadają bez koszul
przy niepotrzebnym żelaziwie,
gdzie wejście do ziemianki,
sami pokryci
skroploną rdzą.

Pokruszone słońce
wciąż jeszcze świeci
przez płótno worków.

Czego nie wiemy,
dopisuje się samo. 







wtorek, 13 czerwca 2023

Po biegu

 
Podłączone do dworca szyn kroplówki tu tłoczą
przemycany kapitał długich nóg i roboczą
siłę z budów lub raczej umęczone ścięgna.
Popołudnie po biegu z wieczorem się sprzęga.
Szkło stłuczone zachrzęści i nieco wyprzedzi
bieg zdarzeń, jakby cynk dziś ktoś dał na zapowiedzi.
Rtęć trąci tu tropikiem, nim się w czerni rozrzedzi.

Mur zanika pod bluszczem, topi się szept kelnera,
gdy radzi iść deptakiem. Z tyłu się błoto zbiera.
Mówią: czego nie widzisz, to cię mniej uwiera.
Chodnika zimne płyty dają się deptać stopom
z dobrą miną do gry w rytm Un bacio è troppo poco.
Sny wzlatują nad miasto, lecz nigdy zbyt wysoko.

Zanurzony w zieleni czas zaprzeszły gra w durnia
z pewną siebie młodością. Drzewa śpią na koturnach.
Trwa partia głupich szachów, choć szach z laufrem się turla.
Trawi plastik mdłe wino, wiatr przysiada na ławkach,
by przesłonić karawan starczy pełna karafka.
Zawsze jest już po sprawie, gdy się mówi o sprawkach.

Pustką i pyłochłonem pachnie białe gimnazjum.
Tuż za rogiem bogata prezentacja zakazów
wzmagać może apetyt, by wcisnąć pedał gazu.
Lecz nie tutaj. Straganów szkielety trzech straszą,
zakryte brezentami niby rdzawym gwaszem.
Jeśli coś ciałem wstrząśnie, to co najwyżej kaszel.

W przydworcowych ogródkach dymią dojrzałe piwa.
I znów: zsuniesz się z krzesła, a piana zakrywa
ulicę, brak perspektywy. Pociąg wciąż spóźniony.
Biel dłoni oplatają czerwone neony
wygięte jak tancerki na zachlapanych stołach.
Wzrok już przywykł do tego, co widać dokoła.
Już nie trzeba niewolić, kiedy nikt nie woła. 







Cienie łyżwiarzy

 
Styczeń w czerwieni,
jakby cierpliwa jabłoń słońca
szykowała się do oddania
dojrzałych, krągłych owoców. Coś
drga, przesuwa się, cierpnie
i trzeba zaciskać powieki,
by całość nie rozpadła się
na setki światów.
Grzbiety ryb
błyszczą w ciemnych fałdach jeziora,
pod cieniami łyżwiarzy.
Ostrza łyżew
piszą swoje mimowolne świadectwa
i czerwień przelewa się
ze szklistego dzbana
w studnię
głęboką jak świt,
kiedy wszystkie decyzje
zostały już tak naprawdę podjęte. 







czwartek, 1 czerwca 2023

Spisane kredą


Nadirowi


Wiosna w zapachu perfum, co przewierca nozdrza.
Tyle tu kwitnień! I drzewo pyli jasnością słoneczną.
Kochać, wspominać, żyć, a jeszcze można
przecież mieć zawsze w zapasie nadzieję na wieczność.

Więc nie jest najgorzej. Liść otula podmuch, który właśnie
zagubił się wśród zrudziałych niskich domów. W zawiłych
zaułkach spisane twardą kredą miłość, nienawiść, przyjaźnie
dłużej trwają od ludzi, co ponoć je przeżyli.

Lśnią auta. Deszcz omył karoserię. Osty
podnoszą wzrok. Wygrał, kto na myjni zaoszczędził myto.
Dźwięk skrzypiec ciemnieje. Perfum zapach ostry
jak w sercu dla samego siebie cierpka litość.