środa, 27 sierpnia 2014

Ostatnie zakupy


Wchodzą już do domu z rękami
pełnymi zakupów, podnoszą na moment
niewidzialną kurtynę; czarne
papierowe torby, szczęśliwa
suchość w gardle, jak
po spełnieniu, eleganccy i jakże
światowi. Ona kolekcjonuje
fotografie kimon i nieświadomą
radość, on chyba jednak
trochę obawia się wojny, o której
zaczęli pisać nawet w tych porządnych
słonecznych gazetach. Dotąd
oburzał się, wymachiwał rękami, dziś już
tego nie robi, ręce ma
pełne zakupów. Kupił
jedwabną bieliznę dla siebie, płaskie
gotowe ciasto i płytę
z muzyką na tyle poważną,
by kochać się
z nią w najlepszej
dekadzie swego istnienia
z należytą dystynkcją.
Z szacunkiem
należnym jego stanowisku
wobec niewiadomego.





środa, 20 sierpnia 2014

Gdzie łapało się pstrągi


Tutaj, gdzie łapało się pstrągi
na śmiałą rękę wdzierającą się
pod trawiastą suknię brzegu
lub na koszyk, teraz
zimna lawa
przesuwa obręcz
popielatego nieba.

Butelki, w oplocie
wiklinowych cieni,
stają się płaskie,
jakby drapieżny wiatr
wyszarpał ich przejrzyste intencje.

Ze wzniesienia
patrzymy, jak woda,
chwiejąc się,
buduje romańskie łuki.

Odległe nad nimi,
nim znikną,
szczekanie psa.

Kolejny dzień –
prom przez cieśninę,
którą zdążymy pokonać,
ale której nigdy nie uda nam się nazwać.







środa, 13 sierpnia 2014

A teraz ogrody są puste


Jak to wygląda? Ano, radio odgrywa swoją
krzykliwą rolę, kawałki
na zamówienie, i gwoździe lekko
wychodzą z linoleum. Deszcz skraca
dystans między niebem a ziemią, przez którą
przeskakuje ostrożna dzisiaj
Wisłoka. Lato wyprowadza się
z samotnego domu nad rzeką. Oto
forma nieustannego
rozproszenia, rozpłynięcie w porannym
rzecznym chłodzie. Ustawiamy meble,
myśląc o wyprowadzce. Wieszamy obraz
na ścianie, z której najłatwiej
przerzucić go ku drzwiom.

Ogrody znów są samotne.

Zbyt słabo przeciwstawialiśmy się brzydocie,
wsiąkającej w grunt i wypuszczającej
pędy. Szeptaliśmy, podczas
gdy krzyk wycierał się
aż do zupełnej gładkości.

A teraz ogrody są puste.

Radio cichnie i słychać kroki
pielgrzymów, przemierzających
pojaśniałe, pozbawione dywanów, mieszkania.

U wieży nowoczesnego
kościoła ptak (czyżbyś to była
ty, pustułko?) odbija się
od twardych rękawów szat świętych,
uszytych z cynobrów.

Przyszliśmy tu, zgromadziliśmy się.
Widzisz nas, pustułko? Jeśli jesteś
nią. Czy na pewno nas widzisz?






środa, 6 sierpnia 2014

Bezdomność


Oto obłok strzeże jeszcze bieli w dole jak swego stada,
lecz fale rozproszone są już pod naporem

granatu na wszystkie
strony, niosąc zdrewniałe światło, ceglasty
pył jak z miasta pod dotykiem
żaru i cienie pracowitych
zwierząt, i księżyc, gdy noc.

Na nic jego, pasterza, staranie. Nad ranem

wstaną z przyklęku
ciemne drzewa; zarzucą
swoje odbicie
jak najdalej: przynętę dla morza,
by je złapać na liść
najwyższy, trzymać w uniesieniu.

I niby wszystko jak było.
Stary trud, ten sam zachwyt.
Fale ostrzą linie kontynentów.

Most przez chwilę
jest dachem
dla łodzi – trzech, czterech –
i kutra pełnego
słonej rdzy.

Którym dane zostały
bezdomność i upływ,
i ta sama co dla nas
bujna bezradność obłoków.