Patrząc przed siebie, co widzisz?
Czyż nie jest ci bliski
ów lęk, w którym tyle
lat żyłeś jak w obcej, zimnej
prowincji? O którym
tyle rozmyślałeś, podejmując podróż
lub przeciwnie: domową ciszą
opatrując skronie… Jak mógłbyś więc
bez niego się obyć? Nie wyprzedzisz go
w podziemnym przejściu,
gdzie zalega prasa
sprzed lat i nuty, i postrzępione
książki. Zawsze przed tobą,
krok, dwa kroki. Na ulicy, gdzie w cieniu
tatuażysta wykonuje swoją pracę,
wsparty o podnóżek. W wytwornej
zielonej kawiarni, gdzie omawiają
wojenne sprawy lub ceny pszenicy.
Twój dobry niechciany znajomy.
Ze wszystkich sił pragniesz
uniknąć tego, co objawia. Czekasz,
przejęty tym, co ma nastąpić,
tym, czego się boisz.
Lecz się nie staje i nić twego lęku
do przewidzianych nie wiedzie cię zdarzeń.
Ciepło paruje z liści i owoców.
Lasy nicuje ostre nadal słońce.
Pług idzie ziemią jak statek na falach.
A to, co bardziej dla ciebie jest groźne,
kuli się z boku, będąc niespodzianym.
Uderza, kiedy ścigasz się z obłokiem.
środa, 25 sierpnia 2021
Szósty temat z Kawafisa
czwartek, 19 sierpnia 2021
Wieczór – tak, bez wątpienia
Nie sposób oderwać oczu
od samotnej wielkiej koparki
z grzebieniem światła
wypłukanym z całego srebra
przez deszcz.
Zrobiono dla niej miejsce
między zakrętem drogi
a urwiskiem.
Reflektory wydobywają kanciasty
zarys na krótką chwilę,
otulają ją
jak zawstydzone słowa pocieszenia.
Woda ścieka z jej żółtych płyt
i wsiąka w pole.
Smakuje jak metal, zimne
krople dzwonią,
wędrując po złączonych dłoniach.
Tak wiele rzeczy
zostaje zapomnianych.
Także światło przygasa,
ale ono nie zniknie,
zagospodarowane,
dobrze rozprowadzone.
poniedziałek, 2 sierpnia 2021
List do Georgiosa (II)
w którym jesteśmy obaj nierealni,
a to oznacza bliskość. Już idee,
którym tak wiele poświęciłeś wina,
śpią zawinięte oliwionym płótnem.
Lecz wszystko z czasem wraca, zacny Georgiosie.
Może z wyjątkiem nas. Czyli widoków
zapamiętanych pod spotniałym czołem.
Wszyscy tak samo jesteśmy wyśnieni.
Weź pod uwagę ten fakt, gdy sandały
zanurzysz w pyle i ostrość kamieni
przywoła ból, ten grzech pierworodny.
Nie dbać o mody, powiadasz. I jest w tym
głęboka racja. Jakże wątłe słowa
w piachach kiełkują uczęszczanej drogi.
Więc co? Te miasta, których blask poraził
nasze do czerni już przywykłe oczy,
minąć nam przyjdzie, drogi Georgiosie?
Oto ma ręka szorstka od powietrza
wąskiej zatoki, gdzie cumują łodzie
rybaków, którzy na połów znów płynąc,
szepczą modlitwę o możność wyrzeczeń.
Teraz już sprawy jasne są przed nami,
dzień się rozbudził, wygnaniec nadziei.
Nad skorup mnogich schyleni mozaiką
układać je będziemy pod jastrzębia cieniem.
List do Georgiosa (I)
Jeżeli nie napisałeś tego wiersza, drogi
Georgiosie, niech cię to nie zasmuca.
Oto bowiem wstępuje w morze biała
rybitwa i ona pisze wiersz za ciebie.
Jeżeli i takiej mało ci pociechy,
oto zgromadzenie drzew na wzgórzu w czarnych
koronach, które na wiosnę odrzucą
i pójdą w twoją stronę, śmielsze, Georgiosie.