piątek, 1 grudnia 2017

Poślizg


Tak jak wtedy, w październiku
przed dwudziestu laty, gdy wpadliśmy
w poślizg na liściach odpadłych
od drzewa poprzedniej nocy i ledwo
zdołałeś osadzić to prawą, to lewą
nogą tę tonę żelastwa
na zmarzniętej ziemi, i obydwaj
wciśnięci plecami w fotele
oddychaliśmy w ciszy tak doskonałej,
że istniała bez możliwości
powtórzeń, a ja powiedziałem: Mój
Boże, ale nie była to modlitwa, więc
tak jak wtedy, może tylko w cieplejszym
miesiącu, stoję
zatrzymany w jednym spojrzeniu,
ciesząc się, mimo wszystko, z krótkości „jest”.













poniedziałek, 27 listopada 2017

Odkrycia


W tej tłustej ziemi, odsłoniętej
zupełnie niespodzianie
błyskiem łopaty tak ostrym,
że przeciął mocny powróz porannej
ciemnej ciszy, w tamtym brązie
okalającym stodołę, siedlisko
młodych lisów o zdziwionych
spojrzeniach – czego szukałem, co
spodziewałem się znaleźć? Odkrycia
zostawiłem za sobą. Najważniejsze
było wciąż przede mną, ale
dopóki stopy grzęzły w miąższu
rzuconego mi owocu,
rodzącego i pożerającego swe dzieci,
mogłem czuć się
bezpieczny przynajmniej na tyle,
by nadal spokojnie, zwierzęco
nie wiedzieć, ufać.













wtorek, 28 lutego 2017

Jadąc


Więc jadąc, jadąc, z wiecznym niepokojem,
który jest dobrym towarzyszem podróży.
Niewielu dobrze umie towarzyszyć,
sprostać wybojom, mijanym obrazom.
Wiatr w czerń lasu wchodzi, zanosi się
śpiewem, dławi, stuka we wnętrzu
kukułki. Słyszysz? Przestrzeń nas uwiera,
niepokoju – obuty, graniczny,
ubrany w tlącą się sierść. Jadąc
przez czas zarazy, nie zerkam ku tobie.
Wystarczy mi ten las, wioska, śmiech głupców, świadomość,
że jesteś. Wóz mój, rozpadły na połowy, czeka
aż czerń podejdzie z lasu, przytuli go, zlepi.













czwartek, 16 lutego 2017

Co ciekawe


Co ciekawe przyniosło
to, co nieciekawe.
Obróciło, zamiotło
liściem, życiem, tańcem.

Wir ziemski, wir gwiezdny,
chude wiru palce
niosą nad równiną
życie, liść i taniec.

Zadrapane niebo
wirowaniem wiecznym.
Z deszczu płochliwego
obłok chmurę leczy.

Spędza wir sen z powiek,
sen snu śnić nie może.
Zadrapany człowiek
na białym obłoku.

To, co nieciekawe
przybywa na odsiecz.
Weźmie, co łaskawe,
weźmie, co obłoczne.













środa, 15 lutego 2017

Myliłeś się


Jesteś tutaj; to znaczy w tym mieście,
którego życia doświadczałeś kiedyś
z pewną radością. Jakbyś wierzył,
że te ulice, na nich twa obecność
uroczysta, a jakże, to rodzaj wieczności.
Myliłeś się, myliło się ono,
miasto chłonące w siebie szarość nieba.
Miasto chłonące, przeżyte, samotne
tak nagle cię – pamiętasz? – pomnożyło.













wtorek, 31 stycznia 2017

Przygotować miejsce


Przycinają trawy dla łodzi
i wtedy to, co zostaje, kuliste
kępy, jest zbyt szorstkie nawet dla wody.

Idealna gładkość być może nie istnieje.
Choć oczywiście
jest sierpień
z jego wąwozami miękkiego deszczu,
liście kasztanowców,
które nas dotykały w biegu,
a także pewien rodzaj słów
omywanych przez księżycowe wody.

To, co mamy,
musi wystarczyć, żeby
dotrzeć do
następnego morza,
które przejmuje
tę i tamtą ciemność
i każe im płynąć.













piątek, 20 stycznia 2017

Skąd jadą?


Jadą i znikają w zielonym.
A skąd? Gdzie zaczęła się podróż? Tam, gdzie
biel, jeszcze przed słońcem.
Z jakiego majątku? Co zostało stracone?
A może to tylko chęć przejażdżki miastem,
której nie sposób
opierać się dłużej. Żadnych w powozie większych
bagaży, pudeł; tylko jej drobna torebka, a u niego
tytoń, wiosenne rękawiczki.
Za chwilę sen ich przytłoczy
i już zatrzyma na zawsze. Czy nadal będą próbować
wbić się w twarde powietrze,
ocalić jakoś swój los, nadać rangę znikaniu?
Ich już pochłania światło,
oni je pochłaniają.













czwartek, 19 stycznia 2017

We wnętrzu balonu


Jakbym spoczywał we wnętrzu
tego balonu; bardziej ja, dużo bardziej
niż kiedyś. Głowa we wnętrzu, a jednak
nogi w koszu, wśród
zapasów, balastu, śladów po mysiej
bytności, przy słojach, oleju. Na pewno jeszcze gorzej
wyglądam na fotografii; śmieszność
i nieporadność napędzają balon.

A w dole świat w całej swojej
tkliwej dziwności! Drzewa
mierzą ślady racic, stóp swoim
wymuskanym cieniem.
Nie jesteśmy tam i jesteśmy;
jakby spoczywając we śnie,
który tak mocno pachnie solą,
rajskim owocem, treściami wygnania.

Tak wokół głowy te przestrzenie grają
muzyką pełną naprężeń i zwrotów,
że łapię się za głowę,
chwytam to, co moje
albo moje, choć byłe,
nakłute, przepadłe.













środa, 18 stycznia 2017

Niechby


1.
Tańcuje igła z nitką na palcach
jednej ręki; zielony filc
scala dwa stulecia. Nasza pamięć
przesuwa się po latach jak mroczniejąca
woda. Powietrze unosi głos:
nie umiesz, nie wiesz, nie zdołasz.

2.
Widzisz, jakie tu zmiany? Fotel
nie w tym miejscu co zawsze,
przelot ptaków w oknie
inny; próg, poryty nożem czy
dłutem, ktoś przeniósł, nie ma go,
dom dryfuje. Pewnie, że są jeszcze
legendy, które mieszają nam w głowach.
Od tego nie można zasnąć.

3.
Nic się nie dzieje; rozmowy o obiedzie,
jakości dań, punktualności dostawców jedzenia.

Wybór kuchni, zaraz potem
wybór stosownej religii. Później
uwagi o mieście. Później
glossy do traktatu o drobnych przyjemnościach.
Towarzyska miękkość, opisanie
przywidzeń.

4.
Boję się wiersza, bo jest wstępowaniem.
A drzwi się zatrzaskują, potem
tylko zimny chłód klamki.

Gdyby mógł to widzieć ktoś, kto umie widzieć!

5.
I niechby potem milczał. Znów przemówił.
Zamilkł na powrót.
Patrzył. Niechby.