Zapewniono nam szczęśliwe trwanie i wieczystą miłość, 
 prawo, odpoczynek po smutku albo ciężkiej pracy na roli, 
 w fabryce pachnącej lnem, sierścią; nie można wiele mówić, gdy jest się 
 wyznawcą zmęczenia. 
 
 Milczymy, patrząc bezmyślnie na stare mury, ściany  
 spichrzy i kościołów. Odczuwamy przyjemność ciała i tyle 
 nam wystarcza. Nie należy chcieć wiele, oto pierwszy warunek 
 poczciwego żywota.  
 
 Teraz oni, nasi sprawiedliwi i dobrzy sędziowie, 
 mówią w naszym imieniu i naszym głosem, a jednak     
 mówią w martwym języku. Lecz my jesteśmy wiecznie   
 młodzi i spokojni. Za doprawdy niewielką cenę 
 
 uzyskaliśmy dostęp do świata, do którego nie mieli 
 dostępu nasi ojcowie z sadzą wtartą w poranione ręce. 
 Teraz jesteśmy od nich lepsi, lepsi od siebie samych 
 z ubiegłego wieku obsianego ziarnem popiołu. 
 
 Przystrojeni w wielobarwne kokardy, szczęśliwi i syci,    
 zanurzamy wypielęgnowane dłonie w wodzie; jest ona jak płynne złoto. 
 To złoto układa nam się w gardle, to złoto bulgoce w żołądkach. 
 Nasze szklane spojrzenia chwalą blaskiem dotknięcie ciemności. 
 
 Teraz możemy znieść wiele, nie czujemy bólu ani upokorzeń; 
 w końcu co jest złego w uczciwym, solidnym akcie przytakiwania.   
 Nasze wykwalifikowane umysły chętnie pozbyły się pytań, 
 przemierzamy z uśmiechem gorącą pustynię wstydu. 
 
 Pozbywszy się ze wzgardą religii ojców, nasyciliśmy się nową; 
 w pędy snów wbiliśmy oszczepy – oto bezkrwawe zwycięstwo. 
 Nasi dobrotliwi sędziowie pilnują teraz obrządków, 
 stoją na straży chybotliwych fresków nowego rytuału. 
 
 Od czasu do czasu ktoś się wybudza, powraca z naszego raju, 
 mówi, że nasi aniołowie wcale nie mają skrzydeł, świętym brak aureoli, 
 ale kto by tam wierzył, kto by wierzył  
 w te pełne zawiści pomówienia szaleńców. 
 
 W oczach powracających odbija się ognisty miecz, 
 więc być może zostali wygnani, być może zostali osądzeni. 
 Wypędzamy ich z naszego kręgu, naznaczamy, 
 zamykamy swe uszy jak klatki. Sędziowie gładzą nas po policzkach. 
 
 Nasi ojcowie z sadzą na zniszczonych dłoniach 
 patrzą na nas, powiększonych o układną wskazówkę cienia.  
 Nasi dobrzy sędziowie skazują ich po raz kolejny 
 na brak nadziei, na rozpacz, na patrzenie na swoje dzieci. 
czwartek, 17 kwietnia 2025
Szczęśliwi, syci
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz