Rozjechali się, rozeszli:
 na Śląsk, do niskich domków
 nad jeziorem Michigan. 
 
 W kraciastych koszulach,
 w niedzielę pod krawatem, 
 pachnący łąką,
 w ubogich sutannach.
 
 Łowią ryby, modlą się nad nimi,
 wypuszczają z rąk.
 
 Każdy jest nawiedzony: w słuchawkach
 przedwojennych telefonów
 słyszą głosy.
 
 Całują się, kaleczą
 o szorstkie policzki jak o słowa.
 Obrzucają kolorowymi pocztówkami,
 by nie było gorzko.
 
 Nic ich nie zatrzyma
 na drodze do wieczności. 
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz