wtorek, 3 grudnia 2019

Biegnij (glosy na marginesie dawnego wiersza)


Biec i stopy stawiać na wszystkich równoleżnikach
jak na plecionce więcierza. Dotknięcie
samo sobie wystawia pomnik, lecz wkrótce zanika.
Biegnę... Biegniesz... Biegniecie...
Istnienie schwytane w klatki czasownika
zatraca się w niewoli i blednie.
Choć w pejzażu takim jak ten nigdzie
z zasady swej wnika we wszędzie
i blaski dojrzewające w świecidle
są tylko odmianami czerni,
to w drzewach skamieniałych w śniegu
destyluje się biel, która wkrótce zapełni
ślad dotyku: dłoni, ust, stóp bosych, łap
zbrojnych w pazury... Na ziemi
trop jak na ciele znamię
staje się wróżbą w śnieżnej – pustej więc ludzkiej – przestrzeni.
W tym biegu myśli siostrzane
splatają się i strzegą
swych tajemnic. Biegnij. Ten splot sam się przędzie,
tworząc linowy most nad zimną, rwącą rzeką,
co trucht zlękniony zawczasu wyczuwa zwierzęcia
i pod ciężarem zgina się człowieka.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz