piątek, 6 grudnia 2019

Aż tak?


Moje przyzwyczajenia, schematy i te niemal wojenne manewry,
które prowadzę co dzień, wliczając w to państwowe święta,
by utrzymywać się w formie, choć bez przesadnej werwy...
Oraz poboczne zajęcia – dotkliwe jakże – tych też

nie lekceważmy!

Przestrogi i wytyczne, których trzymać się muszę. Jakże to

spamiętać?

Do rzeczy: najsamprzód nie pozwolić, by zwodził nas Każdy.
Już lepiej Nikt. Pewnie. Unikać, jeśli można, strychów i suteren.
Powiększać słów rubrykę pod nagłówkiem „Szczere”.
Nie dawać się oszukać (nie byle komu przynajmniej),
cierpliwie czekać, aż do recenzji uczuć ktoś nas w końcu najmie.
Cierpliwość jest cnotą cnót i pieśnią pieśni.
Dziennik czyjejś miłości: „Ten akapit skreślmy.
Polecam dodać: na zabój”.
Powiadają: chcesz żyć z ciągnięcia wozu, najpierw go załaduj.
Niby racja, ale powietrze też wszak waży. Dalej:
umieć skryć się w śpieszącym w bezsensowną dal tłumie
(tym bardziej pociągają, im bardziej bez sensu są dale),
pilnować dat ważności, jak tylko się umie,
na wykąpanych we freonie butelkach piwa,
bacznie patrzeć na ręce różnicy i nie ufać sumie.
Powiadasz, że to egzystencja jednak nieprawdziwa?
Że w ten sposób wpisuję się na listę do cna nudnych gości?
Aż tak? Nie chciałem tak złego wywołać wrażenia!
Te moje manewry, przesądy, sny, przyzwyczajenia…
Ach, uważasz, że ciągną mnie w dół?
Lecz czy nie są istotne w istnieniu (albo w nieistności)?






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz