środa, 2 lipca 2014
Starcy
Idą, potykają się, podnoszą
wzajemnie. I dalej idą
wśród oparów mroku.
Lśniące wieżowce
szykują się
do odparcia oblężenia.
Starcy mijają je
z godnością.
Otwierają się przed nimi kraje
niedostępne innym,
a więc widzenie
przeszłości, gdy
teraźniejszość
toczy się bezwolnie.
Przeciw nim. Od morza
ku zamknięciu.
Płonie Smyrna, dwa tysiące
kilometrów dalej zapada się
powóz w grząskich
górach, stygnie sklarowane
masło i izba przesiąka
tłustym odorem. (A może
nie żyje już
ten czy inny książę?).
Miasta nikną i podnoszą się.
Bryły ciał
przemieniają się w posągi.
Wiatr wznosi promień słońca
jak miecz.
Starcy ślepną
i dostrzegają przyszłość.
Iskry biegają
po drutach między
drewnianymi słupami,
na których wisi
powietrze.
Starcy zatrzymują się,
zaczynają śpiewać swą pieśń.
Na placu omłotowym, rynku
nieopodal katedry,
w pustej przestrzeni
przed burzą.
Śpiewają. W tym samym
czasie jedzą
i piją. Ich głos jest młody.
Ich wnętrza wypełnia nadal
koine odejścia i narodzin.
Żywią się pieśnią
jak opłatkiem oddechu.
Idą, potykają się, podnoszą,
szukają naszych oczu,
cienia powiek
nad spracowaną bielą
rozległej pustyni.
Idą, potykają się,
podnoszą.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz