środa, 16 lipca 2014

Niegroźny wypadek


Zabrał mnie tam, gdzie mieliśmy
ten niegroźny wypadek, chyba przy
zmianie biegów, na uklepanej
ścieżce, zawiązującej się
jak powrósło
na naszych oczach.

Zabrał mnie tam, ponieważ
lata są coraz krótsze.

Paliliśmy w milczeniu, szybko.
Po uzgodnieniu miejsca, wersji
wydarzeń. (Zgadzały się jedynie
zawieszone na niebie
koła).

Szosę wypiętrzyli, jakby to ona
była główną bohaterką
tych wszystkich dni, a nie podmokłe
pola. Którym zresztą, co trzeba
dodać, by było sprawiedliwie,
nadawano imiona, jak ludziom
czy psom.

Szary sierp
rdzewieje na brzegach,
tam gdzie woda pełna żelaza
kruszy asfalt, ale
i tak jeszcze całkiem
dobrze ścina zakręt.

Klimat się zmienia, za pięćdziesiąt
lat dotknie nas malaria lub
arktyczna gorączka. Jak widzisz,
nie ma większych szans
. Uspokoił mnie.
Tym, ale też córką
studiującą medycynę.

Nie ma powodu
do niepokoju, mamy nadal
dobrą przemianę materii
w ducha.

W oddali
ze świstem oddychała
umierająca fabryka.

Odzyskiwaliśmy z wilgotnej ziemi
krew, która wsączała się
z rozbitych kolan
w tamto popołudnie: być może
dlatego tak gęste,
tak bardzo żyzne.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz