Bujnych wybrzeży pokusa nęci wyobraźnię; 
 wystarczy przymknąć oczy, by widzieć je wyraźnie: 
 szelest liści zdrapujący z nieba śmiały obłok, który 
 zapuścił się nazbyt wzwyż (na błękit nieczuły 
 sfer) lub przeciwnie, zbyt nisko zszedł i wody tym samym 
 zmącił poziom, niezgrabny, przyczyniając piany 
 przy brzytwie kanonierki. Wzbił się ptak z zarośli, 
 przed zębem pantery czy strzelbą uchodząc lub prościej 
 mówiąc: kierowany lękiem bliżej nieznanym, więc jakimś 
 wywiedzionym z płuc, powietrznych worków, wątroby. Ptasim 
 zwyczajem barwi niebo piórami i krzykiem, 
 aż człowiek czuje dreszcz, jak zawsze, gdy Niezwykłe 
 plami spokojną ciszę, przerywając sen lub porannej kawy 
 leniwy łyk. Ilekroć słyszysz albo widzisz ptaka, który 
 w bezrozumnej, choć słusznej panice ratuje swój skrawek 
 życia, wiedz, że zło się nie kończy, lecz trwa ów ponury 
 taniec. Powtarzalność lotów ptaka spłoszonych, 
 kursów okrętów, spojrzeń przez lornetki od strony 
 morza, losów wysp – to wszystko na nic. Audytoria  
 zawsze do siebie to mają, że nudzą się potwornie, 
 woląc arenę cyrku i pierś pod obcisłym trykotem.   
 Życie to zawsze „teraz” i „tu”. Śmierć – odległe „gdzieś”, niejasne „potem”. 
czwartek, 10 marca 2022
Atol
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz