środa, 3 września 2014

Po odpuście


Sąsiedzi zaczynają jesienny obchód;
może zresztą to ich dzieci
i wnuki, tam,
na zboczu.

Doglądają żółknięcia traw,
naiwnej wiary
tymotek i krwawnic
w wieczność delikatnego, lnianego lata.

Te same trawy: niegdyś
po głowę,
dziś po pas.

Idą skrajem
splątani
wżerającym się w skórę rzemieniem
powinności, następstw.

Idą
przez zamknięte na głucho
okiennice sierpnia,
gdzie wystawione, by dojrzały,
maliny, nieprzystojna kulistość
pomidorów, w butelkach
sosnowy syrop jak torfowa wódka.

Złowiłaś nas, lesko,
na wąski księżyc,
który
nawet w naszych żołądkach
błyszczy.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz