środa, 6 sierpnia 2014
Bezdomność
Oto obłok strzeże jeszcze bieli w dole jak swego stada,
lecz fale rozproszone są już pod naporem
granatu na wszystkie
strony, niosąc zdrewniałe światło, ceglasty
pył jak z miasta pod dotykiem
żaru i cienie pracowitych
zwierząt, i księżyc, gdy noc.
Na nic jego, pasterza, staranie. Nad ranem
wstaną z przyklęku
ciemne drzewa; zarzucą
swoje odbicie
jak najdalej: przynętę dla morza,
by je złapać na liść
najwyższy, trzymać w uniesieniu.
I niby wszystko jak było.
Stary trud, ten sam zachwyt.
Fale ostrzą linie kontynentów.
Most przez chwilę
jest dachem
dla łodzi – trzech, czterech –
i kutra pełnego
słonej rdzy.
Którym dane zostały
bezdomność i upływ,
i ta sama co dla nas
bujna bezradność obłoków.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz