środa, 11 czerwca 2014

Olbrzymie tarcze obłoków


Olbrzymie tarcze obłoków
osłaniają nasze usta
jak chirurgiczne maski
gigantów. A przecież nasze usta
nigdy nie były wystarczająco gotowe
na narodziny Słowa. Jednak na naszych oczach
rozgrywa się ten biały
żywot: lotny, oderwany od płaskiej
ziemi. Gdy jemy okruchy.

Rozprostowuję swe sześcioletnie palce, by
ze zdziwieniem stwierdzić,
że nie ma między nimi
małego, złotego pieniążka, tego
który dawał ciepło,
choć był jak smutek
pokrzywy, położonej przez
sierp wiatru na poboczu drogi:
pół piekący, pół pożądany.

Furmanki czekają nad rzeką
na załadunek żwiru; konie
przestępują z nogi na nogę,
zgrzyt łopat
podcina pęciny. W wodzie
wiruje czarny chłód, olbrzymie
tarcze obłoków.

Widzę nadal to, co widziałem.
Spóźniony, przesłonięty
obłocznym cieniem.

Starzec z chłopcem
zamieniają ubrania,
żeby nikt ich nie poznał,
gdy będą szli
z rękami w kieszeniach
upału. Olbrzymie tarcze obłoków
przesłaniają ich chudą nagość,
wstydliwą, odległą jak burza,
która zakwasza mleko
w odrapanej puszce,
wystawionej na gościniec,
gdyby komuś chciało się pić.






1 komentarz:

  1. Jak zwykle mnie zachwyca. Czuję wzruszenie, które dławi w gardle, gdy myślę jak bardzo "olbrzymie tarcze obłoków" są mi bliskie, i jak bardzo ich potrzebuję.

    Czy to nie dziwne, że choć takie samo niebo nad nami, te obłoki... są takie inne.

    OdpowiedzUsuń