Wielka stolnica dostawiona 
 do okna wychodzącego 
 na północ.  
 Z wiecznym, 
 nieusuwalnym najwyraźniej,  
 szarzejącym pyłem, który wypełniał  
 ślady po krojeniu – równina łąki  
 rodzącej te wszystkie 
 szerokie na dwie dłonie chleby, 
 węzełki rogali, także 
 wąskie, szorstkie pasemka
 makaronu. Od tamtej  
 strony brakowało słońca, więc 
 wszystko to wzrastało 
 w żyznym cieniu, 
 na przekór, idąc 
 ku wieczorowi, 
 przynoszonemu przez rzekę 
 jak poczerniała, 
 nacinająca świat kra, 
 zostawiająca wgłębienia   
 zasypywane mąką 
 z wielkiego młyna poranków. 
piątek, 2 lutego 2024
Okno wychodzące na północ
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz