W tamtym pokoju, gdzie do dziś jeszcze czerwień 
 dywanu parzy na stopach dziecka delikatną skórę, 
 trzeba mieć zawsze tych kilka godzin w rezerwie, 
 by wyprowadzić natarcie, poprawiając kaburę, 
 
 choć pas z dermy się zgubił. Colt także. Trzeba będzie strzelać 
 z patyka, a tak dobrze na masie perłowej 
 leżał palec. Wiadomo, gubić się to przejaw 
 dorosłości. Cudzy, nigdy nasz, los jest jak przypowieść. 
 
 Gdyśmy przy tym: na półkach w broszurze wydane 
 przypadki Tecumseha obok Ammonitów 
 losu – dziwne zrządzenie ręki. Pod kolekcją szklanek  
 leżą wyniki badań z recytatywem „nie wykryto”. 
 
 (W barku, który otworzysz, jeśli klucz przekręcisz 
 w odwrotną stronę, słowacki rum i jemna, również syfon 
 pozbawiony nabojów, bezbronny i senny, 
 na podobieństwo pamięci samotnie wysycha).  
 
 Lato ciemnieje. W kalendarzu ruskie  
 miesiące, za ścianą gra „Moskwa z melodią 
 i piosenką”. Cień cebul kołuje nad wózkiem 
 bez resorów i wwierca się w skaj jak płacz niemowląt. 
 
 Jest tu i czarny kredens – dyliżans z Zachodu, 
 z którego ze śliwkami skrzynki nie zabrano 
 przez nieuwagę lub z innego zupełnie powodu 
 zostawiono do podziału kowbojom i Indianom.   
 
 Rośnie wycięta lipa, brzęczą pszczoły całkiem  
 nieświadome swojego nieistnienia. Potem 
 przejeżdża na wstecznym auto lub dwa. I cisza. Czarne strzałki 
 jaskółek zwiastują minioną w zeszłym wieku słotę. 
 
 A po kwadransie jesień; półmrok się zakrada 
 w każdą szparę w podłodze albo właśnie stamtąd 
 dobywa się ta mgła zawiązująca nam oczy, gdy rusza defilada  
 kariatyd tracących głowę pod kolejową rampą. 
czwartek, 11 maja 2023
Zabawki
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz