Poeci, bywa, wybierają źle, 
 oddając palce pod brzydkie pierścienie, 
 ochoczo śmieją się, gdy w czas żałoby 
 kondukty suną po stromych ulicach. 
 Albo do dworu biegną zalęknieni, 
 że ktoś ich ubiegł, ktoś wziął ich nagrodę; 
 różne są, różne, wybory poetów! 
 Nocami cierpią, żałując swych czynów, 
 klną dzienne światło, woląc przy księżycu 
 pisać czułostki lub uciekać w pustkę. 
 Niektórzy mówią, że to ich wrażliwość 
 każe zaludniać im bagienne kraje, 
 gdzie mgła i wyziew trujący dla ciała 
 koślawi kształty ich wytwornych liter. 
 Inni – i także nie sposób odmówić 
 im pewnych racji – twierdzą, że przyczyną 
 takich wyborów jest głód nieustanny, 
 który do biegu zmusza, gotowości, 
 by spełniać takie czy inne życzenie. 
 Pragnąć i sycić – oto co wypełnia 
 salon, sypialnię, kąpielowy pokój. 
 Poeci, bywa, błądzą wśród wzgórz ciemnych,  
 nie swoje szaty biorą i idee,  
 żywot swój wieczny obnoszą po targach, 
 na palcach licząc dni, gdy gwiazda spłonie. 
 Lecz jak świat dźwignąć na mięśniach zwiotczałych, 
 nie wiedzą oni. Ani wiedzieć nie chcą.  
poniedziałek, 8 maja 2023
Poeci, bywa (Z przygód H. F.)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz