Być może Medowie przejdą, choć mamy nadzieję, 
 że zdziwi ich gniew bogów, zaskoczy w obozie 
 leżących na darni, nagich, że nagle odstąpią 
 i będzie jak wcześniej, gdy świt wstawał cichy, 
 kłosy kładły głowy na podołek mchu, 
 niemowlęta spały, poczynał się upał.  
 Być może, być może… Mimo wszystko trwamy, 
 z twarzą przy dawnych snów rozrosłym drzewie: 
 z niego miecz wystrugany, laska, kij pasterski, 
 jego cień – obrys słowa, wróżba i drogowskaz. 
 Pewne rzeczy się dzieją, bo muszą się zdarzyć.    
 Także z tego powodu pod tym stając drzewem, 
 usta wypełniamy drapiącą korą słów. 
 Efialtes przyjdzie; przymilał się winem, 
 pozorem mądrości, kiedyś. Biały kamień 
 zabudowań Trachis kusił, marsze kolumnady 
 z granatu gór w granat morza i dalej, w czas. Dziś ciągle    
 stawia Efialtes stopy między śpiących  
 i wiemy, że uczyni, co nieodwracalne. 
 Będzie, co być może, lecz mamy nadzieję. 
 To ona, nie wiatr, w dole srebrzy dziki owies. 
czwartek, 17 marca 2022
Być może Medowie (ósmy i ostatni temat z Kawafisa)
czwartek, 10 marca 2022
Atol
 
Bujnych wybrzeży pokusa nęci wyobraźnię; 
 wystarczy przymknąć oczy, by widzieć je wyraźnie: 
 szelest liści zdrapujący z nieba śmiały obłok, który 
 zapuścił się nazbyt wzwyż (na błękit nieczuły 
 sfer) lub przeciwnie, zbyt nisko zszedł i wody tym samym 
 zmącił poziom, niezgrabny, przyczyniając piany 
 przy brzytwie kanonierki. Wzbił się ptak z zarośli, 
 przed zębem pantery czy strzelbą uchodząc lub prościej 
 mówiąc: kierowany lękiem bliżej nieznanym, więc jakimś 
 wywiedzionym z płuc, powietrznych worków, wątroby. Ptasim 
 zwyczajem barwi niebo piórami i krzykiem, 
 aż człowiek czuje dreszcz, jak zawsze, gdy Niezwykłe 
 plami spokojną ciszę, przerywając sen lub porannej kawy 
 leniwy łyk. Ilekroć słyszysz albo widzisz ptaka, który 
 w bezrozumnej, choć słusznej panice ratuje swój skrawek 
 życia, wiedz, że zło się nie kończy, lecz trwa ów ponury 
 taniec. Powtarzalność lotów ptaka spłoszonych, 
 kursów okrętów, spojrzeń przez lornetki od strony 
 morza, losów wysp – to wszystko na nic. Audytoria  
 zawsze do siebie to mają, że nudzą się potwornie, 
 woląc arenę cyrku i pierś pod obcisłym trykotem.   
 Życie to zawsze „teraz” i „tu”. Śmierć – odległe „gdzieś”, niejasne „potem”. 
wtorek, 8 marca 2022
Wieczór w starym mieszkaniu
 
Tu wbity gwóźdź. Dalej o krok  
 reprodukcja pod kurzem: przegrane powstanie. 
 Niżej linoleum odgradza od betonu fundament  
 ciszy; tak słodko pachnie mrok 
 i rośnie plama wilgoci na ścianie. 
 
 Przybita mapa Europy. Pod nią 
 pusta, lecz nie wolna przestrzeń. 
 Kartka zaciągnięta farbą wodną 
 zasłania wiele, lecz tłumaczy więcej, 
 wierząc, że się pustką uda coś zapełnić. 
 
 Łatwiej gwóźdź wyjąć. Gorzej zaleczyć rany. 
 Tuż obok mapy zielony płaszcz z wełny 
 zmoknięty i żałosny jak bek merynosa   
 zwisa na drzwiach. Policzek przyklejasz do ściany 
 niczym stopy do pamięcią bielonego corso. 
 
 Nie chcesz wychodzić ni zostać. 
 Pozostaje trwanie. 
 Za oknem zakrzywia się prosta 
 dotąd ulica i spada niby sęp na ofiarę 
 trylinek parkingu, gdzie wciąż nieprzerwanie 
 
 zjeżdżają auta z miasta, tnąc  
 świat na nierówne części – z nich parę 
 znasz, niby stary ksiądz 
 na pamięć znający grzechy 
 organisty. Pod ciemnym sztandarem 
 
 noc jak lepkie imperium wchodzi do bram, 
 podwórzy, studni, dusz; nie szukaj pociechy – 
 mapa Europy pleśnieje wszak dla twego dobra,  
 z miłością patrząc na upadek. Kłam 
 sobie i innym, dopełniając obraz. 
środa, 2 marca 2022
W popiele
 
Wielkie są rzeczy, które uczyniłeś. 
 Małe są rzeczy, które uczyniłem. 
 Trzeba to powtarzać 
 w każdej chwili. 
 
 Powtarzać, 
 gdy wraca dzień  
 
 i oczyszczający ogień 
 wypala wargi. 
 
 Powtarzać, gdy 
 dzień odejdzie, 
 zostawiając nas  
 w połowie drogi.  
 
 Albo wtedy, 
 gdy bujny wiatr 
 napełni żagle jak tykwy,  
 unosząc cienie   
 ponad rzeką, 
 rosą, 
 jasną suknią piasku. 
 
 A także wtedy, 
 gdy umierająca cisza 
 rozerwie z łoskotem obłok.  
 
 Wielkie są rzeczy
 uczynione przez Ciebie. 
 
 A ja zbyt mało uczyniłem. 
 A co uczyniłem, 
 wszystko na swoją miarę. 
 
 Powtarzam to, 
 odciskając słowa 
w popiele.