środa, 29 stycznia 2014
Przemyt
To nie jest tylko
kwestia cielesności,
całe to zwieszenie wierzby,
nad którą śnieg
i pustka.
A popod struga;
jeśli dobrze widzę,
jest to raczej wysiłek,
zmaganie w oleistym pocie.
Tak więc
jesteśmy blisko i daleko,
jak to, co w naszych
wnętrzach: dosłowne, surowe
i spójne.
Płyną godziny, przystają,
żeby patrzeć. Z wolna
ubierają się
w kruchość, rozbierają się
z kształtów.
Ktokolwiek
szmugluje tutaj
te widoki –
nie znajdziecie go łatwo!
Myślicie, że coś więcej
uda wam się wydobyć
z jego pozornej chwiejności?
Z piętnastu tysięcy słów
wystarczyłoby jedno,
by opłacić cło
na przesuwanej każdego dnia
granicy.
Śnieg spina swe mięśnie
jak rotwailer
gotowy do skoku; cóż bardziej
cielesnego! Ale
skowyt wędruje
oddzielnie
i prześwietla las.
Ogrzewam w dłoniach to, co porzucili
nieznani przemytnicy,
a Dukla zapala się i gaśnie
jak fotografia
pod powiekami
lekkimi jak trop
spłoszonej własnym chłodem
bezcielesnej już sarny.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz