Pamiętam
 wczesnojesienne przedpołudnia, 
 gdy bielała kora
 i filozofowie 
 tężeli na półkach
 w domu na przełęczy. Ciepły
 wiatr osuszał pola 
 i oczy. W kościele
 chował się chłód wieczoru. 
 Rzeka była epopeją, ptaki
 kreśliły krótkie wersy haiku
 i lis z godnością oczekiwał
 na śmiertelny postrzał. W ogrodzie 
 kwitły późne baśnie. Samoloty
 unosiły się nad wielką przepaścią
 i drżały złączone dłonie
 bladych nowożeńców. W ciszy
 jesiennego przedpołudnia
 pęczniały rajskie drzewa
 i zmiażdżony obcasem owoc poznania
 nigdy chyba nie był tak blisko. 
piątek, 12 kwietnia 2024
*** (Pamiętam…)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz