Świtało lato i ulice 
 wylegiwały się 
 w dwóch lub trzech 
 należących do nas miastach: 
 w identyczny sposób, 
 tak samo rozleniwione, syte. 
 
 W sąsiedztwie 
 dziewczyna czytająca list 
 przy otwartym oknie 
 przerwała lekturę 
 i włączyła 
 kasetę Dezertera. 
 
 Świtało lato, płyty tektoniczne 
 u naszych stóp 
 nachodziły na siebie 
 jak spłaszczone przez czas 
 wraki okrętów.  
 
 Kurz wzbił się 
 i pokrył nasze linie papilarne. 
 
 Niewiele, przyznaję, z tego pojmowaliśmy. 
 
 Za mało było powagi, 
 za mało kimon 
 z prawdziwego jedwabiu. 
  
 Ostatecznie 
 sklepy z poezją używaną  
 nigdy przecież nie były
 tak naprawdę całodobowe. 
środa, 29 marca 2023
U zbiegu
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz