Nie mając, naprawdę nie mając nic 
 poza okrągłym słońcem 
 i literą na żaglach oznaczającą czekanie, 
 przedzierali się przez słony tunel wiatru, 
 przez niepewne widoki wybrzeży. 
 
 Mówili: pielęgnuj w sobie dostojeństwo masztów, 
 wypatruj gwiazdy, co rysuje niebo.  
 
 Płynęły nawy i mijały wieki. 
 Wersety żagli wysychały w słońcu. 
 Imiona dzieci płowiały w kronikach 
 i echa niosły pogłos jednej burzy. 
 
 Nie dopłynęli 
 lub nic o tym nie wiem. 
 Ale przetrwały: słońce i litera. 
 I jeszcze napis w ich dziwnym narzeczu 
 wyryty gwiazdą 
 na zamarzłym niebie. 
czwartek, 16 lutego 2023
Wyprawa
piątek, 10 lutego 2023
Kamienica
 
Duża, wśród oleistych kałuż, na cztery dawne piętra
 wyciągnięta w górę, jakby z ciemnej cegły 
 szafa słojami pionowo pocięta; 
 niżej, tuż za nią: „Bułki, zakwas, chleby.
 Produkcja własna”. W czerwca tle bliźnięta
 
 pchają przed sobą wzdłużony cień szczypiec,
 który przykrawa rzekę jak nogawkę spodni,
 wciąż zbyt dla oka i łydki obszerną. Pies, gotów, by przybiec
 do nóg pana i oddać patyk (ten puchar przechodni
 Mistrzostw Posłuszeństwa), szczeka na odbicie w parterowej 
                                                                                      [szybie
 
 kół autobusu, a one – w podzięce –
 nim znikną za załomem kamienicy, kręcą
 tę karuzelę losu złożoną naprędce
 z przypadków pozornie błahych. Żelazną poręczą
 jak szosą w kamienną bramę zjeżdża słońce – więcej
 
 nie ujrzysz tego, choć wrócisz tu pewnie,
 pomstując na drożyznę, nie szczędząc ironii.
 Pies znów – ten sam, lecz inny – przez trawę przebiegnie
 i słońce inne inne nasączy zasłony
 gęstą jodyną zmierzchu. Zaledwie
 
 część tego możesz wziąć ze sobą. Nikłe
 nadzieje na powrót zdarzeń. Chociaż milczysz,     
 rad jesteś z obrotu spraw. Z niecierpliwym szczygłem     
 ćwiczysz lot, gdy znika w cieniu kamienicy  
 jak stóg siana, co zniknął ukłuty przez igłę.  
czwartek, 9 lutego 2023
Wzniesione, opuszczone
 
Nie wiem, co mógłbym dodać, 
 co napisać, żeby 
 nic nie zostało ujęte 
 albo zostało ujęte 
 należycie. 
 
 Tyle lat starań, a ciągle 
 ta sama niepewność 
 pod pługiem wchodzącym 
 w ziemię, pod palcami 
 wyszarpującymi przestrzeni kartki 
 czarne promienie liter. 
 
 Zasiane, nie zebrane. 
 Wzniesione i opuszczone. 
 
 Dmuchamy na ciężkie fale 
 oceanu, który nie wygasa 
 w gniewie. Granatowe płomienie 
 zamieszkują w naszym oddechu. 
 
 Tyle lat starań. Jeszcze 
 broni się pamięć, 
 ostatnia z wież miasta, 
 cienka, chwiejna wskazówka 
 naszego słonecznego zegara. 
czwartek, 2 lutego 2023
Latem
 
Deszcz rozmienił asfalt na solidną garść
 nierównych greckich monet, toczących się prosto
 z wykopalisk; nic, tylko schylić się i skraść   
 choćby jedną z nich i wreszcie wyjść na prostą,
 niemającą na szczęście żadnych zbieżnych z niczym,  
 co zna archeologia łajdactw. Kto policzy    
 
 liście kropel, w które noc uchodzi w parze
 z mokrym chłodem, kładąc wosk na pył zieleni
 z troską, jakby składała wykwintne bagaże
 przed podróżą w hallu hotelu. Niezmienny
 trwał przepływ sił i barw, lecz strażnicze
 wieżyczki oczu widzą często jedynie ulice
 
 główne w wielkich obozach miast, pełnych świateł
 i nauk misjonarzy podejrzanych sekt
 technologii, marzących o wiecznej schizmie. Latem
 kontur jest wyraźniejszy niż wtedy, gdyś strzegł
 wiosennych kluczy ptaków. I rzecz doprawdy nie w tym,
 by liczyć, lecz zachować w dłoni ślad tamtej monety.