Spadł śnieg i wszystkie poczynione plany 
wziął w swoje białe, miękkie kleszcze. 
Parskają niespodzianie wrzącą wodą krany,
odkręcone przez chłopca z zimowej kolonii, 
który rozmywa parą wzrok nadal zaspany 
i usiłuje znowu, jak co dzień, dogonić 
coś, czego istnienie przeczuwa, ale nie zna jeszcze. 
Nieco dalej, choć nie aż tak znowu, 
by nie dało się dojrzeć, kobieta w mleczarni 
notuje przypływ mleka, śliniąc ołówek kopiowy,   
a ryk krów, które na biel czarne łaty filuternie kładą, 
wypełnia obory w doliny mroźnym cudzysłowie   
i wciąż tłustym ciepłem paruje nad kadzią,  
zlepiając kosmyk pod chustką skrywany niezdarnie. 
Pejzaż buksuje wraz z zielonym fordem; kierowca 
klnie, odsłaniając posady świata, a przynajmniej
jego bliższej nam części: zwiedzionej na manowce
bieli, zimna i co tam jeszcze jest w asortymencie
tej pory roku. Kłąb pary w umywalni wiruje nad chłopcem,
kobieta pachnie mlekiem i ford spod kół na zakręcie
jak siewnik wyrzuca zimne ziarno: z pasją, choć 
poniedziałek, 18 stycznia 2021
Akwarela zimowa
[jednostajnie.  
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz