wtorek, 21 lipca 2020

W zmierzchu


Wieczór; kołyszą się w siatce
kalendarza dni. W pogodnym fresku
stodoły niczym nawy płyną tu bez przeszkód
przez wielkie zatoki pól. Posłańcy

przynoszą zawsze nierealne wieści,
czytając w naszych snach jak w stronicach
gazet – nawet ich szelest ku nam te przybliża
gesty, jakie zawsze wykonywać chcieli,

gdy wręczają przesyłkę gospodyni
nieustanne wiodącej spory
ze zdarzeniami zamierzchłej historii
jakby zaczyniała gorzki chleb. Pęk siny

kostrzewy kołysze się jak kotylion przy
piersi ziemi. Zmierzcha. Lecz czy właśnie
nie trwa jakiś karnawał? I drew kalekich zasiew
wśród wiórów tańczy – przyjąwszy

czerń ziemi ziarno zmienia barwę i samo sobie kłamie.
Koniec pewnego świata nie jest dla leniwych,
co chcą wszystko załatwić od ręki. Kto przywykł
do prostych rozwiązań, będzie zawiedziony. W bramie

staje, skrzypiąc, wóz z kruchym sianem. Noc nawilża
skórę wychudłych koni, by po chwili –
gdy księżyc wykuje swą idealną tarczę – zmylić
ich i nasz wzrok: ten mglisty, dotkliwy żal.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz