środa, 15 lipca 2020

Nie dla pieniędzy, to pewne


Nie dla pieniędzy, to pewne,
zostałeś tutaj, wynajmując
tę klitkę nad sklepem
przy stacji benzynowej. Widziałeś codziennie…
Co zresztą mogłeś widzieć: żmudną
pracę dystrybutorów, pulsującą
gdzieś wewnątrz ziemi, zmieniające się
cyfry na wielkiej reklamie, przykazania
kołyszące się na napuchłych balonach. Niemal
widziałeś ten cały Styks i powietrze
drżące nad pianą betonu. Słuchałeś
szczęku nalewaków, ich wytrwałego
rytmu. Czułeś zapach
benzyny płożący się dzień i noc
nad twoją wyspą lub unoszący się
jak samolot o przeźroczystych skrzydłach.
Zapach wchodzący w ubrania,
rozkrojony chleb, skute w połowie
płytki udające kamień. Podjeżdżały
samochody, ich właściciele załatwiali swoje
sprawy szybko, machinalnie. Oni też
nie robili tego dla pieniędzy, lecz z jakiejś
powinności, poczucia obowiązku, potrzeby
pędu. Ci, którzy byli tu dla pieniędzy – ten za kasą i tamtych
dwóch opartych o ścianę przy niebieskich
bukłakach – wyglądali na znużonych, wyciętych z tektury,
bezsilnych w swoich więziennych
pomarańczowych drelichach. Gdyby
zostało w nich coś z żaru młodych, odległych
lat, stacja pewnie wyleciałaby w powietrze,
pomyślałeś. A ty udzielałbyś wywiadu
lokalnej telewizji lub pozował
do niedbałych sinych fotografii jako jeszcze jedna
ofiara. Zresztą niepytany o zdanie. Ale
tego oczywiście nie chciałeś. Więc dziękowałeś im
w duchu, dziękowałeś za ich miękkie,
obłaskawione zapomnienie, sławiłeś
w myślach ich siwe policzki. Kiedy
rano ubierałeś się do swej
niby-pracy, czułeś z ulgą,
jak flanelowa koszula wciąż
parzy ci tors i przedramiona. Napełniałeś się
tym uczuciem do sytości, gotów
krzyczeć, dzielić się z innymi.
Nie dla pieniędzy, to pewne.
Z dobrego, zatankowanego po brzegi serca.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz