środa, 5 listopada 2014

Pod niebiosy


Za stajnią z czerwonej cegły,
gdzie trzymali konia
(prawie oficerskiego: połysk, mocne
pęciny), przerzuca
widłami ścięte zdrewniałe lebiody
na jedną stertę, cierpliwie, jakby
budował dom.

Jest ciepły listopad
i dłonie dopiero dojrzewają
do chłodu.

Ich twarda skóra
obleka księgę przemian.

Gdy nieopatrznie
zagłębi widły w glinę,
zadeptuje trzewikiem
żar ziemskiego bólu.

Rośnie sterta lebiod,
uschnięte drzewo
dobrych i złych wiadomości.

Wespnie się po nim
aż do ugorowanej chmury,
do miejsca,
gdzie pochowali
tamtego konia,
jego połysk,
jego mocne pęciny.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz