środa, 26 marca 2014
Atrament
Spisano tobą chuć i krew,
i zamorskie zwycięstwa.
Kodeksy kolonii należały do ciebie
i twoje były umowy
na dostawę ziaren goryczy.
Byłeś posłuszny,
jak przystało narzędziom.
(Ile niewinnej bieli
pod twym gęstniejącym ciałem!).
Za dobre i złe rzeczy
zaręczałeś swoim, nie swoim, podpisem.
Skreślałeś przysięgi,
miłosne listy,
notatki, pokwitowanie odbioru
bagażu zgubionego w drodze
na śmierć, świadectwo powołania.
Patrzyłem, jak wysychasz,
ściekając po wąskiej szyjce
butelki z epoki lepszej niż obecna.
Czerń i jasność w jednym.
Duch i cielesność.
Patrzyłem – aż tyle, i tak niewiele, zostało mi ofiarowane.
Ty zawsze, gdy trzeba, umiałeś być obojętny.
A jednak byłeś połączeniem
żywiołów.
Jeszcze płoniesz
w gardłowych krzykach
połykaczy świętego ognia.
W naszym nieistnieniu
toczą się jeszcze twe ciemne wody.
Jeszcze wsiąkasz w ziemię
jak w ciało.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Niesamowity wiersz :)
OdpowiedzUsuńZobaczyłem to wszystko, o czym napisałeś - jakbym był tuż obok, tak bardzo plastycznie, jakbym widział te chwilę, kiedy litera za literą powstają zdania, czasem pełne szczęścia, a czasem bólu, patrzyłem na trzęsące się ręce, ale również i na takie, które mocno i z przekonaniem dzierżyły pióro, stawiając kropkę czy wykrzyknik...
Oczywiście do głosu doszły też własne wspomnienia - Twój wiersz poruszył je, wydobył z niebytu, przypomniał, że słowo pisane jest jak odcisk własnego sumienia...
Pozdrawiam Cię serdecznie
Dzień dobry, dzień dobry :)
OdpowiedzUsuńMiło Cię widzieć!
Bardzo się cieszę, że wiersz zdołał uruchomić taki mechanizm. O ile, oczywiście, nie przywołał jakichś niewesołych wspomnień... Ale rozpoczęcie takiej gry zawsze jest dla autora dobrą wiadomością. Wiersz jest końcem nitki; staje się częścią splotu.
Odbieram słowa podobnie. Zdarza się, że są właśnie haczykami, które wbijają się w mięśnie. Nigdy jednak nie rozszarpują do końca, co pozwala nam na wyciągnięcie nauki lub chociaż nauczki.
Serdeczności!