czwartek, 14 października 2021

Wcześniej

 

Wieża kościoła
za ruchliwą ulicą
owijała sobie wokół palca
naiwność poranka.

Mróz
w białym kasku
rozpalał rumieńce
lampom skrzyżowania.

Drzewa malały w oczach,
aż wreszcie
mogłem je schować do kieszeni.

Było cicho:
myślałem przez chwilę,
że stąpam po obłokach.

Słowa
spadały z wysokości
jak zmrożony owies. 








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz