Patrząc przed siebie, co widzisz? 
 
 Czyż nie jest ci bliski  
 ów lęk, w którym tyle 
 lat żyłeś jak w obcej, zimnej 
 prowincji? O którym 
 tyle rozmyślałeś, podejmując podróż 
 lub przeciwnie: domową ciszą 
 opatrując skronie… Jak mógłbyś więc
 bez niego się obyć? Nie wyprzedzisz go
 w podziemnym przejściu, 
 gdzie zalega prasa  
 sprzed lat i nuty, i postrzępione 
 książki. Zawsze przed tobą, 
 krok, dwa kroki. Na ulicy, gdzie w cieniu 
 tatuażysta wykonuje swoją pracę, 
 wsparty o podnóżek. W wytwornej 
 zielonej kawiarni, gdzie omawiają 
 wojenne sprawy lub ceny pszenicy. 
 Twój dobry niechciany znajomy.
 Ze wszystkich sił pragniesz
 uniknąć tego, co objawia. Czekasz,
 przejęty tym, co ma nastąpić, 
 tym, czego się boisz. 
 Lecz się nie staje i nić twego lęku 
 do przewidzianych nie wiedzie cię zdarzeń.  
 Ciepło paruje z liści i owoców. 
 Lasy nicuje ostre nadal słońce. 
 Pług idzie ziemią jak statek na falach. 
 A to, co bardziej dla ciebie jest groźne,  
 kuli się z boku, będąc niespodzianym. 
 
 Uderza, kiedy ścigasz się z obłokiem.
 
środa, 25 sierpnia 2021
Szósty temat z Kawafisa
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz