Wyprawiliśmy się wreszcie tam, 
 gdzie chciałem, by mnie posłano. 
 Nie wziąłem z sobą wiele; prócz listów 
 do synagog jedynie potrzebne rzeczy: 
 drugą parę sandałów i nienawiść, na której 
 wsparłem się jak na lasce. Spadało na nas w drodze 
 światło gęste i lepkie, 
 ziemia schła i szarzała; im bliżej byliśmy celu, 
 tym mocniej wżerała się w nas 
 ta szarość: w skóry zwierząt, 
 pod nasze powieki, paznokcie. 
 Lecz w nienawiści miałem Drogę, 
 dlatego szedłem, gryząc skórę uzdy. 
 
 Dobrze urodzony, trzeba przyznać, 
 starannie wykształcony w prawie, 
 obywatel Rzymu, marnowałem się na tych pustkowiach, 
 tak jak marnowałem się wcześniej 
 w brudnych zaułkach, pilnując, 
 by dokonywało się to, 
 co powinno się było w moim rozumieniu dokonać. 
 
 Jeśli nawet pojawiały się 
 wątpliwości, nic nie znaczyły 
 wobec mojego poczucia, 
 głębokiego poczucia misji. 
 Realnym jest to, co realne: 
 krew cieknąca z ucha Szczepana, 
 piach w jego zaciśniętej 
 dłoni, piach w ustach po tym jak 
 wyrzekł to, co wyrzekł. 
 
 Jeśli nawet pojawiały się wątpliwości, 
 moja gorliwość pozwalała zapomnieć. 
 Mój umysł wypalał je. Moja
 młodość zadeptywała 
 wszystko, co jej wskazywałem, 
 by zadeptywała.  
 
 Zostałem nawrócony w obłoku światłości. 
 A przecież już wcześniej 
 spadało na mnie w drodze 
 światło lepkie i gęste, 
 lecz ono było bezgłośne: 
 palące i nieme. 
 
 Przez następne lata, 
 kiedym był w nieustającej już Drodze, 
 w moim odosobnieniu, 
 w mych podróżach, w listach, 
 także gdy na kamieniach ściany 
 ostrzył się już krótki cień miecza 
 i widziałem przebłysk światłości, jak wtedy, 
 słyszałem głos, słyszałem tamto pytanie. 
 Nawet kiedy nie byłem już dawno Szawłem. 
 
 „Dlaczego Mnie prześladujesz?” 
 Zdawało mi się, że znam powody. 
 Że znam je bardziej teraz, kiedy 
 nie będę nigdy Szawłem. 
 Lecz moje usta milczały, 
 ściągnięte kwaśnym smakiem 
 szarej skórzanej uzdy. 
 
 By się dowiedzieć, 
 chętnie ruszyłbym 
 z Damaszku do Jerozolimy. 
 Pytałbym mijanych, 
 zaopatrzonych w listy, 
 podpierających się nienawiścią jak laską, 
 tych, którzy wyszli przez Bramę Północną, 
 i tych, którzy dołączyli w połowie drogi, 
 pytałbym ich, czyli siebie, 
 pytałbym, by móc zrozumieć. 
piątek, 12 lutego 2021
Szaweł
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz