piątek, 12 lutego 2021

Szaweł

 
Wyprawiliśmy się wreszcie tam,
gdzie chciałem, by mnie posłano.
Nie wziąłem z sobą wiele; prócz listów
do synagog jedynie potrzebne rzeczy:
drugą parę sandałów i nienawiść, na której
wsparłem się jak na lasce. Spadało na nas w drodze
światło gęste i lepkie,
ziemia schła i szarzała; im bliżej byliśmy celu,
tym mocniej wżerała się w nas
ta szarość: w skóry zwierząt,
pod nasze powieki, paznokcie.
Lecz w nienawiści miałem Drogę,
dlatego szedłem, gryząc skórę uzdy.

Dobrze urodzony, trzeba przyznać,
starannie wykształcony w prawie,
obywatel Rzymu, marnowałem się na tych pustkowiach,
tak jak marnowałem się wcześniej
w brudnych zaułkach, pilnując,
by dokonywało się to,
co powinno się było w moim rozumieniu dokonać.

Jeśli nawet pojawiały się
wątpliwości, nic nie znaczyły
wobec mojego poczucia,
głębokiego poczucia misji.
Realnym jest to, co realne:
krew cieknąca z ucha Szczepana,
piach w jego zaciśniętej
dłoni, piach w ustach po tym jak
wyrzekł to, co wyrzekł.

Jeśli nawet pojawiały się wątpliwości,
moja gorliwość pozwalała zapomnieć.
Mój umysł wypalał je. Moja
młodość zadeptywała
wszystko, co jej wskazywałem,
by zadeptywała.

Zostałem nawrócony w obłoku światłości.
A przecież już wcześniej
spadało na mnie w drodze
światło lepkie i gęste,
lecz ono było bezgłośne:
palące i nieme.

Przez następne lata,
kiedym był w nieustającej już Drodze,
w moim odosobnieniu,
w mych podróżach, w listach,
także gdy na kamieniach ściany
ostrzył się już krótki cień miecza
i widziałem przebłysk światłości, jak wtedy,
słyszałem głos, słyszałem tamto pytanie.
Nawet kiedy nie byłem już dawno Szawłem.

„Dlaczego Mnie prześladujesz?”
Zdawało mi się, że znam powody.
Że znam je bardziej teraz, kiedy
nie będę nigdy Szawłem.
Lecz moje usta milczały,
ściągnięte kwaśnym smakiem
szarej skórzanej uzdy.

By się dowiedzieć,
chętnie ruszyłbym
z Damaszku do Jerozolimy.
Pytałbym mijanych,
zaopatrzonych w listy,
podpierających się nienawiścią jak laską,
tych, którzy wyszli przez Bramę Północną,
i tych, którzy dołączyli w połowie drogi,
pytałbym ich, czyli siebie,
pytałbym, by móc zrozumieć. 







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz