Zanurzony
w bezgłośnym świcie ład – 
jakby zadbał o to  
ktoś pracujący w magazynie narzędzi: 
dwa, trzy tarniki modrzewi, 
narzynka urwiska, bukfel czerwonego muru,  
namokłe pędzle topolowych cieni. Pola  
złożone na pół tam, gdzie niebo 
wpasowuje się w chłonną glinę, 
uzdy i siodła wzgórz 
zatrzymanych w wyskoku. Wskroś 
wóz jadący błotnistą ulicą 
i koń ze wzdętym brzuchem, kołyszący 
na boki ciężar. W ciszy 
gromadzą się obłoki, narasta 
to, co widziałem, potężnieje, czego nie widzę. 
Ogromnieje porządek wszystkich rzeczy. 
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz