Jeszcze cię widzę, jak półnagi, 
w przepasce z falujących, 
rozkapryszonych traw, 
ustawiasz kosę tak, by podpierała 
słońce i wysypujesz iskry 
z szarego, podeszłego wilgocią 
kamienia. Od nich 
zajmują się pola 
i wypalają na brąz, gdy tylko 
odwrócisz wzrok. Pociąg ściga się 
z konarem niesionym przez rzekę; 
zwycięża, nieświadomy 
tryumfu, pędzący ku przyszłości, ku stacjom 
zapomnienia. Jeszcze 
widzę siebie, trzymającego 
kosę; ale wiem, że to ona 
trzyma mnie za rękę 
jak blizna. 
 
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz