piątek, 25 lipca 2025

Wzdłuż granic

 
Na kamieńcu koń pochyla się
i pije. Wyżej, gdzie woda spiętrzona,
ktoś – kobieta? mężczyzna? – wypływa
na środek rzeki, obraca się na plecy,
odchyla głowę. Ważki jak na rysunku dziecka
wolno opadają na kamienie. Nie starczy ich cieni
dla nagłej, porywczej bieli.
Komunikaty przestrzegają przed burzą,
ale niebo nadal jest pogodne. Zrujnowany hotel
czeka zmierzchu, by przyjąć wspomnienia.
Za dnia omija go nawet rzeka. Tylko nocą
oleista czerń gości wśród odrapanych ścian.
Wystarczyło na chwilę przymknąć oczy,
by kąpiąca się postać dotarła do brzegu
i zniknęła. Parskanie konia oddala się
wzdłuż granic nerwowego, letniego snu.
Grzechot kopyt na kamieńcu. Tu i tam,
gdzie woda jest spiętrzona, by można było pływać.






wtorek, 15 lipca 2025

Nie miejcie żalu

 
Nie miejcie żalu, gdy daliście prawo,
śniąc sen o pałce i podkutym bucie.
Skąd teraz tęsknot dawnych żałobne ukłucie?
Nie miejcie żalu, bo daliście prawo.

Niech smutku nie odczuwa ten, który zgodzony.
Pogardą wasze podbite spojrzenia
nie chciały widzieć, jak śmiech w strach się zmienia.
Niech smutku nie odczuwa ten, który zgodzony.

Sam sobie winien, który głowę schylił.
Prawdę nazwawszy przestarzałym mitem,
swój w kłamstwie udział zwaliście zaszczytem.
Sam sobie winien, który głowę schylił.

Na nic dziś tęsknot dawnych żałobne ukłucie.
But już podkuty, pałka w sprawnej dłoni.
Gdy raz upadłeś, już będziesz się kłonił.
Na nic dziś tęsknot dawnych żałobne ukłucie.