Zima, Georgiosie, wieczna zima,
czyli ten sam znużony pejzaż,
który od lat znamy, a przynajmniej
od czasu naszej niemęskiej chwiejności.
Psy szczekają tak samo i znikąd
nie przychodzi oczekiwany. Natomiast
ręce grabieją inaczej, Georgiosie,
inna litania dobywa się z kości.
Zima powraca, wciska się w szczeliny.
Z saniami, solą, tęskną głową cukru. 
środa, 17 listopada 2021
List do Georgiosa (IV)
środa, 3 listopada 2021
Niech czuwają
 
Otwórzmy więc książkę. Czas dowiedzieć się, czy
 bohater przetrwa
 opresję, humorem wisielczym
 bawiąc dziś rozmaitej maści
 melancholików. Wkrótce się wyjaśni
 
 i będziemy mogli zasnąć spokojnie
 jak drzewa, kamienie, mchy;
 syci na chwilę, otuliwszy skronie
 wawrzynem poduszki. Niewiele
 przychodzi we śnie, ale
 
 coś pewnie da się z tego
 wydestylować w warsztacie
 praktycznych decyzji. Pod śniegiem
 snu czeka życie; wystarczy
 skulić się i nie pozwolić zasnąć
 
oczom, niech reszta ciała  
 śpi, lecz one niech czuwają, 
 sycąc się powiastką 
 o malowaniu parkanu, 
 o wielkoludzie wśród małych,  
 
 podróży przez pustynie wykrwawionych mórz,
 o pogrzebanych na rozstaju 
 spojrzeniach czy Hektora
 niepogrzebanym ciele albo
 o śmierci w angielskiej albie;
 
 niech czuwają
 oczy. Gdy dzieli się 
 na części świat,
 tworząc nie chaos, ale inne światy –
 do nich, bohaterów
 
 płócien i kart,
 należy krawędź
 tych kontynentów; powiedzą zatem:  
 „Nawę, żeglarzu, skieruj  
 tak, by latarnia – błyszczące oczy poety – 
 
 przykrawała mrok, aż
 zostaną majuskułowe litery
 tej wycinanki: NIECH 
 CZUWAJĄ! Czy widzisz
 sam siebie, jak
 
 niepewnie – lecz jednak! – płyniesz  
 po krótkich, zbitych falach
 jak po skłębionych snach?”.
 Bo tylko oczy niezgasłe zniosą wyspy śmiech,
 tej, która co raz to zbliża się, to znowu oddala.