Północna część miasta 
 ujęta w nieco przechylonym  
 prostokącie okna; niewiele 
 jest nam dane, lecz człowiek 
 skłonny jest do hiperbol. Świt wzrasta 
 wraz z kosmodromem 
 czerwonych punktów
 kominów, które znowu 
 dziś nie odlecą, przyszyte 
 zmrożoną nicią do ziemi  
 i jutro swój na nowo 
 zaczną wysmukły trud, 
 a jeśli co się zmieni, 
 to przykładane co dnia   
 w odwiecznym zadziwieniu 
 nadal nieprzystające 
 do rzeczy słowo – znak.