piątek, 29 listopada 2019
*** (Gorzka była woda... Fragm. V cyklu „Okna”)
Gorzka była woda, gorzka i słona.
Ta część morza, obtoczona dłonią
falowała jeszcze; ptaki były ponad
bielą, z której wyszły. A granat wciąż płonął.
W zimnej kropli ujrzałem morze
czy raczej to, co się przywykło
za morze brać: więc dwa sążnie
gęstego nieba w przesmyku
nocy i dnia. To zła pora
na cokolwiek, może poza snem
lub miłością. Udzielanie porad
w tej materii jest trochę jak dren
ratujący od tzw. zguby nas samych.
Bowiem oto ze zwiniętego płótna
pamięci w skrytości ducha odsączamy
dumne wczoraj od dusznego, skulonego jutra.
Gdyby tego nie było, zapewne inne zdarzenia
wypełniłyby próżnię, która powstaje po stracie
lub ku nieobecności wybiega i zmienia
zasady gry. Wiersz, miłość, nadmorskie wakacje
wypełniają się sobą starannie, w czym nieco
przypominają ludzi zajętych własnym trwaniem,
i nie chcą tego wiedzieć albo też nie wiedzą,
że jedyność ich niknie mnożona lustrzanie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz