wtorek, 19 listopada 2019
*** (Niby nic; kropla srebra...)
Niby nic; kropla srebra powiększona w granicach
mapy snu. Wzbiera para w odpływach,
niosąc lepki szum rozmów. Mur po prawej dziedziczy
imię nocy – jedną z bram do Niniwy.
Skrzyp furt zarósł tymianek, rzep zakleja spojrzenia,
wyciem krztuszą się psy. Płaskorzeźby
pełną piersią chwytają nawet lekki cień drżenia,
by o sobie móc mówić: jesteśmy.
Trwa więc życie w pęcinach, żyły pył w serca tłoczą,
mowa w źródle jest gęsta i słona.
W takim świcie, co zawsze towarzyszy powrotom,
drży łopata jak cyngiel thompsona.
Kropla srebra na sznurze wsiąka w słońce konopne,
świat się kurczy do jonów. Przesłanie
bieli dnia rozdzielone na kolumny i stopnie
swą posługę wypełnia lustrzanie.
Odcisk palca zostaje, widny dowód dotyku,
kamienieje wiatr w brodach proroków.
Drzewa garść jabłka w cieniu szarolistnym zamyka
jak spiskowców w przededniu przewrotu.
Odcisk palca zostaje; brudne kałuż obręcze
chwilę toczą się jeszcze wzdłuż ulic.
Kropla srebra zastyga i nie trzeba nic więcej,
by od nowa nauczyć się mówić.
Niby nic; srebro stapia słowo w jedno z powietrzem,
podmuch niesie szept światła i ciężar
nieba dźwiga się chwiejnie wraz z kolejnym stuleciem,
nie chcąc poddać się ani zwyciężać.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz