poniedziałek, 30 grudnia 2019
Z przygód H. F. (XX. Huckleberry Finn spotyka Odyseusza)
Wiedziałem, że tam jest, jeszcze zanim
wyprostowało się kolano rzeki
i można było widzieć.
Na dziobie łodzi wzniesionym stał, dumny,
nieugięty. Od razum go poznał
po rękach znaczonych
żył rzemieniami – tą ciała uprzężą.
A może cień Argosa, co
go wiódł, lecz nie istniał
tu, w tym miejscu, czasie,
podpowiedział imię?
Witaj, Odyseuszu!
Witaj, Hucku Finnie!
Wiele jest, być może,
zmyśleniem jedynie.
Tym, czegośmy chcieli,
co nas w górę wiodło.
Strąceni na dół, wiemy za to więcej
o tym, jak wzrastają
cienie w fal dolinach,
jak wygładza się morze
i jak rzeka niknie.
Z nią wszystko: myśl, słowo, dryfująca tratwa…
Na krosnach skał muzykę rozpiętą wiatr gmatwa.
Wystukasz rytm obcasem, strząsając śnieg w śniegu;
pod dom zima nadciąga jak występna rzeka.
I słów ci naraz braknie, zmęczonych po biegu,
i uznasz, że to wszystko, na co mogłeś czekać.
Będziesz patrzył na rzekę, jak kry środkiem płyną,
na ciemny łuk ryby, który wznosi wydra.
I nie dojdziesz, co skutkiem było, co przyczyną.
Tylko woda – tak słodka – słoną ci się wyda.
Ty, co z wysp przypływasz i ku wyspom dążysz,
zdrów bądź, a w żegludze
niech cię strzegą bogi…
Myśleliśmy to samo i te same słowa
obracali czule jak pszeniczne ziarna.
Suchy trzask opłatków łamanych gdzieś w górze,
o których ostre krawędzie zahaczają pióra
ptaków wędrujących, wzbitych nad jesienią.
Nie będzie więcej, nie będzie nic dalej.
Te obce lądy jeszcze bardziej obce,
gdzie lecąc ptaki swój cel dostrzegają
i wiązką światła opatrują skrzydła.
Żegnaj, Odyseuszu!
Żegnaj, Huckleberry!
Oddalają się łodzie, mgłą zachodzą lądy.
Ta droga ku morzom, ta droga ku źródłom
im dalej w noc wchodzą, tym poranek bliższy.
Choć oczom mrok wyziębły przeniknąć tak trudno,
woda wciąż jednaka
na styku palców iskrzy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz