czwartek, 5 grudnia 2019

Przez rzekę


Tylko przez rzekę przeskoczyć
i już aleja o ciemnym pigmencie
zakręca młynka. Przez rzekę,
w środek upału. Tyle
wystarczy. Jak kiedyś, gdy w podobnie
rozgrzanym powietrzu grzęzły nasze słowa.
Dwa wozy policyjne
zatrzymują się w cieniu drzew
i oddychają ciężko pod
niebieskim przebłyskiem.

Jeśli moim, naszym zadaniem
jest dawać świadectwo,
żadna chwila nie jest zbędna. Żadna
nie powinna być stracona.
W czasach, gdy wiersze pisze się
na odwrocie faktur, gdy miasta
młodnieją i stają się przerażające,
gdy potężnieją zegary
o gładkich jak blask mosiądzu skórach,
gdy ludzie domagają się
nieludzkich praw,
więc w tych czasach należałoby
nie kończyć wiersza, nie kończyć
zdania, odczytywać wspak
kolejne sylaby, zachłystywać się gęstością
absurdu jak absyntem. (Czy w podobnie
rozgrzanym powietrzu grzęzły
nasze słowa?). Nie myśleć o rzece
i alei, które przepływają wolno
przez splecione palce, przejmując
raz po raz swoje role,
o ich zmieniającym się kolorze,
o ich zmieniających się kształtach,
o ich gasnącym nurcie,
wtedy, gdy nadchodzi zmierzch.

Dlatego
trzeba przeskoczyć rzekę,
jeśli nie chce się
istnieć po omacku.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz