piątek, 3 stycznia 2020
W zamieci
Co wydarzyło się, już więcej
w zawiei nie chce się powtórzyć.
Tak mówią. W zimnym ogniu ręce
hartują się, co wiedzą, którzy
płomyk swą dłonią osłaniali,
niosąc go w wichrze. Ku zamieci
los zawsze spycha z jednej szali
pion odważnika, będąc przeciw
strategiom miłej równowagi.
Twarz się odbija w lustrze sennym
ściany ze śniegu i nie wabi
spojrzeń ni myśli płci odmiennej,
której i tak tu – pod zawojem
chust tkanych z zimnej wełny szronu –
nie w głowie żadne serc podboje.
Na klawiaturze telefonu
mylą się cyfry i litery
(co lepiej mylić: daty? słowa?).
Billboardy uczuć, snów postery
pośród śnieżycy da się schować.
Wiatr z wprawą miecie biel skłębioną,
przez plecy strużka lekko biegnie,
tnąc ciało z chęcią utajoną
by wszystkim dzielić się – w tym lękiem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz