Idzie po drewnianych schodach,
wstrzymuje oddech, słucha,
jak skrzypią stopnice, jak
wtórują im podeszwy
jego butów.
To skończone, tamto
nieskończone.
Ach, jak donośne jest łkanie
tego, co pod stopami.
To ja, nie one,
powinienem płakać,
myśli, przystając
na wilgotnym półpiętrze,
między tym a tym,
w półmroku za i przed.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz