czwartek, 4 maja 2023

Piosenka o księżycu (Autobus do Wiednia)

 
Na brzegu nocy, w lampach auta,
skrapla się pieśń o Argonautach.

Mówiono, żeście tacy sami:
oni, na Argo, i ty, w scanii.

Grzeje się silnik. Ktoś tam sprząta
parking w trylinki sześciokątach.

Miga prostokąt w barze z przodu –
prognoza: zimno. Wiatr od wschodu.

Księżyc lśni w tłustym oceanie.
Świat trwa niezmienny w swej przemianie.

Łka autokaru szyba przednia.
Życie jest drogą. Stąd do Wiednia.

Ostatnich życzeń wiązka w darze:
papierosowy dym przy barze –

chciałeś znów czegoś, co nie przetrwa.
Czekasz, wpatrzony w wielki ekran.

Tyran spogląda znad dziennika.
Księżyc jak sztylet szkło przenika.

W białych od słońca skał annałach
echo się wspiera na wystrzałach.

Ten dźwięk wraz z krwią ci tętni w skroniach.
Oto historia nieskończona.

Księżyc się nurza w chmur topieli.
Za późno nie chcą ci, co chcieli.

Popiołów rośnie gruba warstwa.
Zbutwiałe wewnątrz śpią mocarstwa.

Rodzima chyli się austeria.
W dań karcie szampan i mizeria.

Księżyc dobija światłem do dna.
Rzecz ostateczna. Niezawodna.

Giełda się sypie. Hossy nie ma.
Dolar umocnił się do jena.

Świat trwa niezmiennie w swej przemianie.
Falują myśli na ekranie.

Szepczą stolice rym kamieni.
Każda historią snów się mieni.

Parkingu pełznie ciemna plama.
Pociechy szukać chcesz w stu gramach.

Dwanaście wymknie się przed świtem,
w księżyca blasku drżąc odbitym.

Reszta – nadbagaż – po opłacie
ostatnie zbierze gratulacje.

Usłyszysz płacz nad sobą samym.
(Księżyc lśni w tańcu odbijanym).

I osiemdziesiąt osiem gramów
zniknie. Więc dobrze się zastanów.

Ktoś przygotuje zgrabną mówkę.
Tak będzie. Sięgasz po piersiówkę.

Kierowca sprawdza świateł siłę.
Zapala. Gasi. Jestem. Byłem.

Na szarym mchu telewizora
rośnie opowieść o upiorach.

Najmniejszym jest cierpieniem ołów.
Gorszym – nagroda: kęs od stołu.

Księżyc w ocean już się stoczył.
Dobrze. Nie bije światłem w oczy.

Zasypia tyran. Śpią maklerzy.
Śpi w fal eksplozji pas wybrzeży.

Rusza autokar. Kraków – Vienna.
Dolar umacnia się do jena.


2011 







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz