Posłano nas, starców,
po mirt przed komunią.
Najpierw gościńcem,
potem w bok, polną drogą
pod wzgórze porośnięte grobami.
Zwinne palce matek
dzieliły później gałązkę na części; z każdej
formowały wpinkę
do białego jak nasze włosy garnituru.
Dobrze to wyglądało:
zieleń mirtu, biała marynarka,
miękka biel
przesuwających się cicho obłoków.
I szarość w miejscach,
gdzie nikt nie spodziewał się szarości.
Nam, starcom, bielały brody
i marzły stopy.
Jordan płynący na północ
miał powolny, straszny nurt.
Wpatrywaliśmy się w niego
podczas leniwych
słonecznych dziesięcioleci.
Potem już tylko młodnieliśmy.
wtorek, 10 września 2024
Mirt
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz